To nietypowa sytuacja. Chodzę po sali wystawowej i co chwilę słyszę chichot, a nawet parsknięcia. Patrzę na twarze ludzi, którzy śmieją się, zakrywając usta w zaskoczeniu i pewnego rodzaju poczuciu winy, że chichrają się z tak ciężkich tematów.

Kiedy przesyłałam znajomych zdjęcia z otwarcia wystawy hiszpańskiego twórcy Joana Cornellà w Contemporary Art Center of Málaga (CAC Málaga), większość szybko rozpoznaje jego prace. Są jednak zaskoczeni, że tworzy analogowo, ponieważ jego ilustracje w social mediach wydają się tak gładkie w kolorze i fakturze, że trudno uwierzyć, że patrzymy na akwarele na papierze czy akryl na płótnie. Hiszpański twórca mówił w wywiadach, że ostatecznie to nie ma znaczenia. Nawet jeśli czasami zrobi coś na komputerze, to i tak liczy się to, co chce przekazać.

Wśród inspiracji Cornellà wymienia artystę Helge Reumanna, rysownika Molg H, filmy grupy Monty Python oraz amerykańskich komiksiarzy jak Robert Crumb i Daniel Clowes, którzy chociaż tak różni w kresce i stylu narracji, to są podobni w krytyce społecznej i opisywaniu samotności w wielkim tłumie. Nie brakuje też na tej liście literatury (Samuel Beckett) i komików (Bill Hicks i George Carlin). Ci ostatni, już nieżyjący, to klasyka amerykańskiego stand-upu, którzy zasłynęli nie tylko bardzo czarnym humorem, ale też doskonałą analizą ówczesnych problemów społecznych i politycznych. Co ciekawe, obecnie pojawiają się głosy krytyczne, oskarżając ich o zbyt silny mizoginizm i bardzo negatywne postrzeganie ludzkości (Bill Hicks: „Jestem trochę zmęczony podróżowaniem, trochę zmęczony występami komediowymi, zmęczony patrzeniem na wasze puste twarze, które patrzą na mnie, oczekując, że wypełnię wasze puste życie humorem, którego sami byście nie byli w stanie wymyślić”). Ta krytyka to dla mnie to raczej próżne poczucie, że jak ktoś będzie mówił tylko pozytywne rzeczy, to świat zmieni się na lepsze (a może sama mam w sobie pakiet zbyt dużej złości na ludzkość, bym mogła to dobrze ocenić).

Joan Cornellà nie uważa się za cynika czy mizogina, chociaż wykorzystuje cyniczne poczucie humoru. Określa swoją twórczość jako satyrę, a celem jest po prostu śmiech. Nawet jeśli tematy są naprawdę mocne i mroczne: samobójstwo, morderstwo, bieda, brak poczucia własnej wartości, katastrofa klimatyczna, rasizm, nieustannie nakręcający się konsumpcjonizm. Można by wymieniać wszystkie złe rzeczy współczesności i na pewno znajdziecie je w pracach tego artysty. Jednak nie jest w tym kaznodzieją, który moralizuje i pokazuje drogę. Absurd sytuacji, które tworzy, to świat, gdzie ostatecznie można się tylko śmiać. Humor to w końcu mechanizm obronny i chyba najmniej szkodliwa forma radzenia sobie z cierpieniem, bezsilnością, bezradnością i lękiem we współczesnym świecie.

„W prawdziwym życiu jestem niezwykle uśmiechniętą osobą” – mówi. Widzę nas wszystkich na wernisażu, którzy śmiejemy się, chociaż czujemy, jak wiele prac staje się lustrem naszych pokiereszowanych umysłów. Jak wiele tekstów Cornellà mogłabym powtórzyć jako własne słowa. Jednocześnie wstydzę się przyznać, że tak o sobie myślę. Lub myślę o innych. Patrzę na charakterystyczny uśmiech jego postaci i czuję, że nic lepiej nie oddaje absurdalności świata.

Co zatem daje taka satyra, w której teoretycznie nie pojawia się żaden moralny drogowskaz? Co daje wystawa z ponad 150 prostych w rysunku z ograniczoną paletą barw prac, które w humorystyczny sposób mówią nam, że jako gatunek zawaliliśmy robotę? Joan Cornellà to nie brutalny Bill Hicks (w jednym żarcie mówił do osób zajmujących się marketingiem: „zabij się”), to też nie poetycki Samuel Beckett („Jak można zadomowić się w życiu, skoro jest tylko ułudą?”). Cornellà jest gdzieś obok, korzysta z ich spuścizny, jednocześnie doskonale umiejscawia się w social mediach. Gdzieś pomiędzy śmiesznymi kotkami, przepisami na wegańskie kotlety, zdjęciami z drogich śniadań i ćwiczeniami na siłowni – znajduje swoją przestrzeń, by nas zatrzymać. Czasami na chwilę, czasami na dłużej. I jest w tym coś katastroficznie przytulnego: czytam i odnajduje się w tej beznadziei i bezsensowności. Uśmiecham się, chociaż chce mi się płakać. Ale w sumie śmiech jest lepszy.

Tekst: Beata Bartecka
Zdjęcia: materiały organizatora

CAC MÁLAGA|Centro de Arte Contemporáneo de Málaga
Dek Tau. Joan Cornellà
17.03-04.06.2023