Dariusz Czaja
Drżące ciała (wiwisekcje, fascynacje)
fragmenty z tekstu opublikowanego w „Eroticon 1980-2025”
1
Na początek chcę podkreślić, że Domański przedstawia w swojej książce obrazy. A więc, w tym przypadku, rzeczy narysowane, namalowane, generalnie: rzeczy do widzenia. Owa tautologiczna okoliczność oczywiście może być przedmiotem łatwiej kpiny (zaręczam, nierozumny to gest…), bo co innego – powiedzieć wolno – robią obrazy, jak nie to, że dają nam się właśnie „do widzenia”. Wiedza, którą nabywamy dzięki tym wizerunkom, która dociera do nas poprzez te obrazy, przechodzi najpierw i przede wszystkim przez oczy. To zaś zmienia wszystko. Zapomnieliśmy i zapominamy dalej, że obrazy dane są najpierw do widzenia, a nie do myślenia. A to znaczy, że uobecniają się w oku, a nie – po kantowsku – dają do myślenia. Mieszają nam w głowie, wywracają na nice nasze postrzeganie, wprowadzają w nieoczekiwane rewiry odczuć i skojarzeń, ale czynią to wyłącznie środkami artystycznymi (w przypadku Eroticonu za pomocą szkicu, rysunku lawowanego, akwareli, fotografii).
Mówiąc to, sugeruję, że jeśli chcemy coś z tego idiomatycznego języka zrozumieć, nie wolno nam – pod groźbą przekłamania – wpisywać owych obrazków nazbyt szybko w porządek rozumu, sterylnych pojęć, bezkrwistych idei. Nie rozpoczynajmy więc patrzenia na Eroticon od oddychającego erosem Platona, nie dojeżdżajmy tych obrazków genialnością zmysłów Sørena Kierkegaarda, nie przepuszczajmy ich przez pryzmat myśli eseistycznej Georges’a Bataille’a czy Denisa de Rougemont. Owszem, wszyscy wymienieni pisali ciekawie, rozumnie i zajmująco o erosie i miłości, o zmysłach, o erotyzmie i o ciele erotycznym. Dobre cytaty, rozświetlające to, co narysowane/namalowane, zawsze można u nich znaleźć. Spróbujmy przyjrzeć się prawdzie wizerunku i temu, co wie obraz. Postarajmy się odsłonić prawdę wizerunku.
2
Nerwowa, szybka kreska, zapis jasnowidzącej chwili. Jak to w notatkach: próba uchwycenia i utrwalenia momentu. Czasem rzecz zostaje w rysunkowym szkielecie, do linii dochodzi kolor. Dlatego erotyczne obrazki Domańskiego sprawiają niekiedy wrażenie prób, wprawek, studiów, dzieł niedokończonych. Ale to nieprawda: na idiomatykę artystycznych notatek składa się szybkość reakcji i umiejętność zapisania widzenia w adekwatnym kształcie linii i barw. One takie właśnie miały być! Ich impresyjność, dostrzegalne jakoby gołym okiem „niedokończenie” – nie jest tu brakiem; jest inherentną częścią artystycznego przedstawienia. Ale i to nie całkiem prawda. Pojawiają się też wizerunki, które wydają się realizacją wprzód ustanowionego konceptu. Rzeczy przemyślane i domyślane do ostatniej kreski, emanujące gorącym kolorem (erotyczne wariacje na temat czerwieni, zgaszone oranże), który nie wziął się tu z błogosławionego przypadku. Przeciwnie: użyty został jako konieczny element artystycznej formy. Kreska Domańskiego nie ma wiele z wyrafinowanej elegancji aktów – powiedzmy – Jerzego Nowosielskiego czy Tadeusza Kulisiewcza. Jest rozedrgana, drapieżna, chaotyczna, pogięta; próbuje nadążyć za skurczem i spazmem erotycznego spełnienia. Bliżej jej raczej do ekspresyjnych rysunków Egona Schielego, zwłaszcza gdy chodzi o akty kobiece. Spokrewnia go z nim nieskrywana czułość dla cielesnej biedy, oddala odeń – niechęć do epatowania brudem, infernalnością ludzkiej egzystencji.
3
Ludzkie ciało. W mizerii i w chwale. To właściwy temat Eroticonu Domańskiego. Szczególnie ciało w jego erotycznym uwikłaniu. To zastanawiające i znamienne: ciało stawia mocny opór myślowemu dyskursowi. Wymyka się nazwaniu. Niby oczywistość, ale nie bardzo nawet wiadomo, kim bądź czym jest. Osip Mandelsztam pisał: „Mam ciało, co więc z nim właściwie czynić, / Takim wyłącznym i moim jedynie?”[1] To dość zaskakujące sformułowanie: „Mam ciało”. Mam, a więc okazuję się jego właścicielem, posiadam je, tak jak posiada się rzecz. Jeśli tak, to nie jestem do końca ciałem, nie identyfikuję się z nim. To jakieś niewidoczne i bliżej niezidentyfikowane „ja” – jakiś „ktoś” – ma ciało, co by w zasadzie oznaczało, że ono nie jest esencjalnie mną, że to pewien dodatek do eterycznego podmiotu, którym w istocie jesteśmy albo chcemy być. Paradoks ciała polega na tym, że –– to, co najbardziej własne, jak okazuje się jest też najbardziej obce. Wbrew temu, co mówimy, wbrew naszym najświętszym przekonaniom, nie rozumiemy ciała, nie rozumiemy siebie w ciele. Ciało, zwłaszcza nagie ciało, spowija semantyczna ciemność. „Naga prawda” oznacza w tym kontekście czytelną sygnaturę Obcości. Jak pisze Jean-Luc Nancy:
My nie obnażyliśmy ciała, myśmy je wymyślili. I stało się ono nagością samą, bo innej nagości nie ma. A ona zadziwia swoją obcością bardziej niż wszystkie te zadziwiające obce ciała. Myśl, że „ciało” jest nazwą dla Obcego, bezwarunkowo, została przez nas doprowadzona do końca[2].
4
Dobrze pamiętać, że nasze wyobrażenia o ciele i cielesności nie spadły z księżyca, są zainfekowane historycznie. Nie zawsze dochodzi do nas, jak mocno w myśleniu o ciele i zachowaniach cielesnych jesteśmy więźniami przekonań chrześcijańskich. Nie wiary chrześcijańskiej, ale ideologii chrześcijańskiej, której prawodawcą był św. Paweł – a w dalszej kolejności ojcowie Kościoła.
Gilbert Ryle przekonująco pisał o błędzie kategorialnym, który tkwi jak oścień w centrum zachodniej refleksji o ciele i umyśle[3]. Koncepcje greckie czy może precyzyjniej: te o proweniencji orficko-platońskiej (przejęte następnie z dobrodziejstwem inwentarza przez doktrynerów chrześcijańskich), zawładnęły naszym słownikiem. Tymczasem jeśli porzucimy antropologię platońską, nałogowo schizmatyczną (i wspierającą ją wieki później myśl kartezjańską), a pójdziemy – czemu nie? – bardziej za refleksją żydowską (prawdę powiedziawszy: biblijną), to zobaczymy, że wcale nie jesteśmy skazani na jałową w gruncie rzeczy i, co chyba ważniejsze, kompletnie nieempiryczną filozofię człowieka. Zaprawdę, można o nim podejmować refleksję w taki sposób, by między ciałem a duszą nie widzieć przepaści…
Tak właśnie jest w Eroticonie. W swoich rysunkach i akwarelach Domański jak gdyby o cielesno-duchowym dualizmie nic nie wiedział. Albo wiedział i zapomniał. Albo świadomie obszedł te moralizujące gadki solidnym łukiem. U niego ciało po prostu jest. Jest, jakie jest, we wszystkich rejestrach jego cielesności.
5
Eroticon Tomasza Domańskiego to gęsta, wieloimienna opowieść o przygodach ciała – nieprostych, tajemniczych, niejednoznacznych. Bo eros zawsze zakłóca spokój i narusza tak pożądaną równowagę. Jednak może przede wszystkim – oderwijmy się na chwilę od tego, co pokazane wprost – cykl ów opowiada o fascynacji i o śmierci. Ale słowa te trzeba dobrze rozumieć. Zwłaszcza pierwsze z nich. Dobrym przewodnikiem po leksykalnych zawiłościach związanych z „fascynacją” jest Pascal Quignard. W swoim semantycznym rozbiorze tego słowa zaczyna od opisu trzęsienia ziemi, rewolucji, której prawie nikt nie odnotował. To właśnie francuski pisarz, bodaj jako pierwszy, zwrócił uwagę na fakt w naszym pojmowaniu ciała i cielesności absolutnie zasadniczy: chodzi o radykalną przemianę, jaka zaszła między myślą grecką a Rzymem cezarów. Czy wiemy o tym, czy nie, do dzisiaj jesteśmy spadkobiercami tego cywilizacyjnego, kulturowego i językowego tąpnięcia. I tu właśnie, w całkiem nieoczekiwanym zmysłowym napięciu, pojawia się na naszym erotycznym horyzoncie fascynacja. W czym rzecz? Quignard, penetrując intensywnie myśl grecką i łacińską dotyczącą erotyki, odnotował znaczącą przemianę leksykalną. Podczas intensywnej lektury rzymskich autorów zorientował się, że Rzymianie nie nazywali fallusem tego, co Grecy określali jako „phallos”: „Powiadali »fascinus« i nazywali »fascinatio« związek między sterczącym członkiem a spojrzeniem ogarniającym jego sztywność”[4].
Dzięki tej frazie znajdujemy się na kursie i na ścieżce. Nasz wzrok powraca do fascynujących (w zacytowanym znaczeniu tego słowa) wizerunków Eroticonu. To nadzwyczajne: Quignard komentuje wizerunki Domańskiego, choć sam o tym nie wie. Choćby w tym fragmencie:
Ukochane kąsa kochające. To, co fascynujące, hipnotyzuje i czyni nieruchomą ofiarę na czas jej likwidacji (pożarcia, przeniknięcia). To może też być „samookaleczenie” (dwóch stworzeń patrzących na siebie i wzajemnie unieruchamiających się w fascynacji albo wnikających w siebie w kopulacji). To samookaleczenie w stosunku fascynujący–fascynowany […], to pożeranie okiem i samozjadanie[5].
Oglądałem te obrazki wiele razy i ani przez chwilę nie odczuwałem wstydu czy zażenowania. Nigdy, nawet przez moment, nie ocierają się one o pornografię. W Eroticonie wzrok artysty jest przenikliwy, otwarty, wiwisekcyjny, ale w intencjach – czysty. Patrząc na te obrazki z ciałami w różnym stanie skupienia, miejmy cały czas w pamięci, że – „na dobre, na niedobre i na litość boską” – stanowią one głównie opowieść o cielesnej fascynacji podszytej śmiercią.
[1] O. Mandelsztam, [Mam ciało, co więc z nim właściwie czynić…], przeł. K. A. Jaworski w: tegoż, Poezje, opr. R. Przybylski, Warszawa 1997, s. 25.
[2] J.-L. Nancy, Corpus, przeł. M. Kwietniewska, Gdańsk 2002, s. 11.
[3] G. Ryle, Czym jest umysł?, przetł. W. Marciszewski, Warszawa, 1970. s.16-17.
[4] P. Quignard, Życie sekretne, przeł. K. Rutkowski, Poznań 2006, s. 86.
[5] Tamże, s. 87.
Fragment tekstu pochodzi z książki: Tomasz Domański, 1980-2025 EROTICON, Wrocław 2025