„Idea trzeciego miejsca towarzyszy Krupa Gallery London” – deklaruje Adam Krupa, inicjator nowej przestrzeni galerii. Otwarty niedawno w Londynie oddział Krupa Gallery powstał w budynku dawnego pubu przy Pakenham Street. Adam Krupa chce stworzyć w niej miejsce, w którym można nie tylko zobaczyć sztukę, ale także przyjemnie spędzić czas wolny. Rozmawiałam z nim o pomyśle na londyńską filię, planach na przyszłość i roli Krupa Gallery na międzynarodowej scenie artystycznej.

Magdalena Basak: Gdy powstawały Krupa Gallery i Krupa Art Foundation, studiowałeś biznes w Anglii. Jak to się stało, że zainteresowałeś się sztuką do tego stopnia, że postanowiłeś rozwinąć Krupa Gallery?

Adam Krupa: Wizja prowadzenia galerii i zajmowania się sztuką przyszła do mnie relatywnie późno, bo sztukę kochałem od dziecka. Sztuka była obecna w moim życiu za sprawą rodziców*, przez wizyty w muzeach, galeriach. Jednak nigdy nie widziałem siebie pracującego ze sztuką, bo w pewien sposób nie czułem się na siłach. Podczas studiów licencjackich w Londynie poznałem wspaniałego człowieka, Alana Hertza – byłego hipisa ze Stanów Zjednoczonych, który w latach siedemdziesiątych studiował w Yale, później w Cambridge. Mimo że była to uczelnia biznesowa, Alan prowadził z nami zajęcia o sztuce. Przede wszystkim wychodziliśmy do londyńskich muzeów, komercyjnych galerii, do teatru, na performanse. Jego zajęcia pokazały mi, że rzeczywiście rozumiem sztukę lepiej, niż myślałem wcześniej. Zrozumiałem, że połączenie pasji do sztuki i mojej wiedzy o biznesie może być dla mnie szansą robienia czegoś interesującego.

Co przez to rozumiesz?

Widziałem i widzę, że w świecie sztuki trochę brakuje takiego czystego biznesowego know-how. Zwykle w rynek sztuki wchodzą osoby z podstawami z zakresu historii sztuki, sztuki współczesnej, sztuki nowoczesnej i uczą się tego know-how biznesowego. Stwierdziłem, że mogę odwrócić tę kolejność. Mam know-how biznesowy dzięki studiom, który mogę wykorzystać. A wiedzę z zakresu historii sztuki, sztuki współczesnej i sztuki nowoczesnej nabędę z czasem. Rozmawiając z galerzystami, widziałem pozytywną reakcję na ten pomysł. Sami mi mówili, że sztuki uczymy całe życie na bieżąco. Nie da się nauczyć jej na raz i potem z tym po prostu funkcjonować. Trzeba mieć wielką pasję i cały czas wyszukiwać samodzielnie czy to nowe osoby artystyczne, czy to nowe galerie, chodzić na wystawy. Jednocześnie brak know-how biznesowego jest dla galerzystów dużą przeszkodą i jeśli chodzi o otwieranie galerii był to dla nich duży learning curve.

Pochodzisz z Wrocławia, tu także znajdują się Krupa Gallery i Krupa Art Foundation. Czasami słyszę żarty kolekcjonerów, że do Wrocławia przyjeżdża się oglądać, a kupować do Warszawy lub Berlina. Londyn z punktu widzenia brexitu jest dość zaskakującym wyborem. Skąd więc to miasto?

Mieszkam w Londynie już prawie siedem lat. Kiedy zacząłem prowadzić z rodzicami rozmowy dotyczące przejęcia przeze mnie działalności Krupa Gallery, powiedziałem wprost, że dla mnie jest ważne, aby ta galeria była w Londynie. Mimo brexitu i wszystkiego, co się z nim wiąże, Londyn dalej jest tym centrum sztuki, nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Jest jedno miejsce, które konkuruje z Londynem – Nowy Jork. Patrząc na czyste dane, takie jak wielkość rynku, to Anglia jest drugim największym rynkiem sztuki współczesnej na świecie. W zeszłym roku wyprzedziła Chiny. Ze względu na specyfikę Wielkiej Brytanii zdecydowana większość działań artystycznych odbywa się w Londynie.

Twój biznesowy background wziął tu górę. Zakładasz, że Krupa Gallery London będzie miała charakter czysto komercyjny?

Z jednej strony tak, z drugiej strony nie. Działając na rynku galeryjnym w Londynie, zorientowałem się, że granica między funkcjonowaniem komercyjnym galerii a działaniami artystycznymi jest słabo widoczna. Nie można prowadzić galerii, która funkcjonuje jako sklep ze sztuką. Po pierwsze, jest to trudne do zrobienia. Po drugie, to nie fair wobec osób artystycznych, z którymi się pracuje.

Jak widzisz rolę komercyjnej galerii w odniesieniu do osób artystycznych?

Często się nad tym zastanawiam. To pytanie jest istotne, bo żyjemy w czasach, gdy bardzo dużo młodych osób artystycznych jest w stanie sprzedawać sztukę przez Instagrama, może łatwo pozyskiwać klientów. Galeria powinna wnieść coś poza możliwością sprzedaży. Oczywiście, sprzedaż jest bardzo ważna, bo za coś trzeba utrzymać lokal, a artyści muszą zarabiać. Ale co galeria daje osobom artystycznym poza samą sprzedażą? Myślę, że kryje się to pod słowem „reprezentacja”. Pomagamy w kontakcie z kuratorami z zewnątrz, z instytucjami, prowadzimy działania promocyjne w mediach społecznościowych, kupujemy świadczenia reklamowe w mediach. To działania, które nie tylko promują galerię, ich celem jest też popularyzacja działalności osób artystycznych. Jest więcej tych działań, które trzeba wykonać, żeby prace się sprzedawały. Gdy osoba artystyczna jest tym obarczona, nie ma czasu na własną twórczość. Więc rolą galerii jest zapewnienie widoczności, pomoc w kontaktowaniu się z podmiotami, w sporządzaniu umów, żeby osoba artystyczna mogła skupić się na najważniejszym – swojej pracy.

I jeździcie także na targi sztuki. Ostatnio Krupa Gallery reprezentowała Łukasza Stokłosę podczas NADA Miami.

A na początku maja lecimy do Nowego Jorku, potem znowu będziemy na NADA w Warszawie. Program targowy jest ważnym elementem tego, co robimy. Targi to działania stricte związane ze sprzedażą, ale i okazja, żeby poznać nowych ludzi w innych okolicznościach, niż gdyby robiła to samodzielnie osoba artystyczna. Galerzysta ma ten przywilej możliwości bycia bardzo nachalnym [śmiech]. Artyści nie chcą być nachalni – i im się nie dziwię – nie chcą pisać do kolekcjonerów, pisać do instytucji i wysyłać setek maili. Galerie mogą sobie pozwolić na takie działania. Po pierwsze, mają przestrzeń, żeby zająć się przygotowaniem strategii i wysyłką. Po drugie, to jest właśnie część pracy galerii. Wysyłamy oferty, zbieramy propozycje, potem ślemy follow-upy. Oczywiście trochę z tą nachalnością przesadzam. Za tym wszystkim stoją plan i wiedza. Mamy świadomość, jakie prace danych osób artystycznych nadają się do danej kolekcji, prywatnej lub instytucjonalnej. Musimy to przemyśleć i wybrać.

Wróćmy do działalności Krupa Gallery – co jest dla was najważniejsze?

Głównym działaniem realizowanym przez galerię jest wystawiennictwo. Zarówno duże galerie, jak i te naszych rozmiarów, bardzo często dają jedyną okazję, żeby zobaczyć pracę w takiej formie, w jakiej artysta ją wymyślił. Bo później te dzieła albo trafią do kolekcji prywatnych i leżą w magazynie, albo wiszą nad kanapą. Bardzo rzadko prace, które trafią do kolekcji, są rzeczywiście wystawiane – jak w Krupa Art Foundation – z uwzględnieniem założeń osoby artystycznej. Ale nie każda praca z kolekcji zostanie od razu pokazana. Prace mogą też trafić do instytucji, w której również z czasem zostaną zaprezentowane. Galeria to jest to miejsce – i to nie tylko moja galeria – w której zobaczymy wystawę najbliższą wizji osoby artystycznej. Gdy powstaje seria, często jest tworzona z myślą o przestrzeni, w której ją pokażemy i faktycznie pokazujemy ją w całości.

Otworzyłeś Krupa Gallery London w przestrzeni trudnej, niegaleryjnej – w starym pubie, którego historia sięga stu lat. Lokal widoczny jest przez okna na parterze, ale reszta mieści się w piwnicy. Dlaczego zdecydowałeś się na tak trudną wystawienniczo przestrzeń?

Od początku bardzo zależało mi na tym, żeby Krupa Gallery London było miejscem widocznym i dostępnym. Na parterze galerii są olbrzymie okna. Trzeba je stosunkowo często czyścić, bo całe są w odciskach głów ludzi, którzy zaglądają do środka. Nawet jeśli nie wejdą, to po prostu z ciekawością zaglądają. Ale coraz więcej ludzi wchodzi.

Zależało mi na tym, żeby sztukę było widać i zachęcić do podejścia bliżej. To idea, którą zaszczepił we mnie tata. Sztuka ma być widoczna, a nie leżeć zamknięta w złotej klatce. I sztuka jest dla wszystkich. Z mojej perspektywy nie każda osoba, która wejdzie do galerii, to potencjalny kupiec – i nie chodzi o to, żeby nim była. Sztukę trzeba wystawiać, żeby ludzie ją zobaczyli, żeby miał się tym, kto cieszyć.

Dlatego to lokalizacja w dawnym pubie nie jest przypadkowa. Sama idea pubu jest mi bardzo bliska. Coraz częściej się mówi o idei trzeciego miejsca. Miejsca, w którym po pracy albo poza domem można spędzić czas. Chciałbym, żeby galeria stała się takim miejscem. Zdecydowanie podejście do galerii wygląda w Londynie inaczej niż w Polsce. W Londynie jest to bardziej oczywiste, że do galerii można wejść i spędzić w niej czas.

Stąd też pomysł z pubem. Oglądaliśmy wiele przestrzeni – również takich typu white cube, które nadawały się od razu na galerię. Tę przestrzeń zobaczyłem po raz pierwszy razem z Julią, moją narzeczoną, i po prostu stwierdziliśmy – to jest to. Oglądaliśmy lokal, który wcześniej był galerią, na ulicy, przy której było pełno galerii. Nie chciałem otwierać Krupa Gallery przy ulicy z pięcioma czy sześcioma innymi galeriami międzynarodowymi. Nie chciałem jej pozycjonować jako kolejnej galerii międzynarodowej. Chciałem czegoś bardziej autentycznego, żeby się czymś wyróżnić.

Jak pracuje się wystawienniczo w takiej przestrzeni?

To są dwie kondygnacje – parter i piwnica, w których zachowaliśmy część oryginalnych elementów. Wchodząc do galerii, przechodzi się przez specyficzny dla narożnych londyńskich pubów portal. Zachowała się także charakterystyczna mozaikowa podłoga. To bardzo dziwna przestrzeń ze ścianami różnej wielkości i zdobieniami przy suficie i podłodze. Wybierając ten lokal, pogodziłem się z tym, że nie będzie to najłatwiejsza przestrzeń do pracy. Nie chcę z nią walczyć, a na koniec efekt jest świetny.

Ta przestrzeń daje możliwość zobaczenie sztuki w zupełnie innym kontekście. Podobnie zresztą działa Krupa Gallery we Wrocławiu, gdzie prace można zobaczyć w zasadzie w mieszkaniu. Co ułatwia wyobrażenie sobie, jak prezentowane prace mogłyby zagrać w domu. W Londynie idziemy w zupełnie inną stronę. Raczej nasi klienci nie mają pubów, ani my nie będziemy w pubach się wystawiać. Uważam, że ciekawie jest zobaczyć sztukę w innej niż white cube przestrzeni i daje nam to też bardzo dużo możliwości. Szczególnie widać to w piwnicy, do której schodzi się po schodkach. Kto był w londyńskim pubie, ten wie, jak wygląda taka trasa. W piwnicy znajduje się fajny świetlik w miejscu, w którym kiedyś wrzucano kegi.

To dopiero druga wystawa, a już musieliśmy sobie poradzić wielokrotnie z tymi różnymi murkami i zakamarkami. Ciekawie jest patrzeć jak osoby artystyczne, które z nami pracują, widzą tę przestrzeń. W jaki sposób starają się z nią zagrać i stworzyć coś, wykorzystać, zamiast z nią walczyć.

Na stronie Krupa Gallery piszecie, o tym, że chcecie stworzyć „portal czasoprzestrzenny”, który łączy Londyn i Wrocław. Trwa jeszcze wystawa Radka Brousila, która otworzyła się tego samego dnia w obu waszych lokalizacjach – przy ulicy Księcia Witolda we Wrocławiu i w Londynie. Rozumiem, że ta wystawa tworzy całość. Jak widzisz dialog tych dwóch lokalizacji w dłuższej perspektywie? Zapowiedzi kolejnych wystaw nie wskazują, że ekspozycje są ze sobą połączone ani terminem, ani tematyką.

Wystawa Radka Brousila to nasza druga wystawa w Krupa Gallery London, ale pierwsza solowa. Bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać, że Krupa Gallery London i Wrocław to jedna galeria. W obu lokalizacjach prezentujemy obecnie prace Radka z serii What You See is Not Here Tomorrow oraz jego instalacje ze starych mebli, które pokazują zużycie i upływ czasu.

Jeśli chodzi o działania programowe w przyszłości, które będą łączyć ze sobą Londyn i Wrocław, to wciąż nad tym pracujemy. Po pierwsze, bardzo trudne jest programowanie wszystkich działań przy zachowaniu stałego dialogu w takiej skali. Wynika to też ze specyfiki krajów, w których oddziały się znajdują. Program między Wrocławiem a Londynem zawsze więc będzie się trochę różnić. Jednak na pewno chciałbym, aby ten wspólny mianownik pozostał.

Rozważamy tworzenie aneksów do wystawy, który byłby jedną czy dwiema pracami pojawiającymi się we Wrocławiu podczas wystawy w Londynie. Wówczas umożliwimy wrocławskiej widowni zobaczenie fragmentu tego, co pokazujemy w danym momencie w Londynie, bez konieczności podróżowania.

To są rozważania. Dla mnie jest ważne, żeby te dwie przestrzenie były ze sobą połączone, żeby ludzie byli jak najbardziej świadomi, że Krupa Gallery jest jedna.

Czy takim łącznikiem nie jest grupa osób artystycznych, którymi się opiekujecie? Obecnie duża część reprezentowanych przez was osób artystycznych jest związana z Wrocławiem, pewnie też w związku z waszym osadzeniem w stolicy Dolnego Śląska. Jak dobieracie te osoby artystyczne? 

Planujemy rozszerzenie naszego portfolio artystycznego. Często wewnętrznie mówimy o współpracy z osobami artystycznymi z centralnej i wschodniej Europy, ale jak się popatrzy na nazwiska, to tak naprawdę z zagranicy współpracujemy właśnie z Radkiem Brousilem i Katarzyną Lysovenko, z którą wystawę planujemy pod koniec tego roku.

Czy planujecie rozbudowywać program towarzyszący?

Chcemy skupić się na wystawach, ale na pewno planujemy działania typu artist talk, performanse do wystaw. One sprawiają, że galeria jest czymś więcej niż czysto komercyjnymi działaniami. Chcemy, by te działania przyczyniały się do spotkań i budowania społeczności wokół Krupa Gallery. Galerie mają siłę kulturotwórczą, na której mi zależy. Teraz jeszcze nie mogę za dużo zdradzać, bo wciąż czekamy na odpowiedź, ale weźmiemy udział w London Gallery Weekend. Złożyliśmy proposal performance przy okazji wystawy Justyny i Pawła Baśników, którą będziemy w tym czasie prezentować.

Jaki jest, w twoim odczuciu, odbiór Krupa Gallery London w londyńskim środowisku?

Przy okazji pierwszej wystawy byliśmy zszokowani liczbą osób, które nas odwiedziły. Przez moment nastawialiśmy się na kilkanaście osób, głównie nasz team i osoby artystyczne, które przyjechały na otwarcie. Na szczęście miło się zdziwiliśmy, bo przyszedł tłum. Nie było już za bardzo miejsca. Ale był to bardzo, nazwijmy to, polski crowd. Przyjechało dużo osób, które nas kojarzyły z Wrocławia, a akurat były w tym czasie w Londynie.

Już przy drugiej wystawie ten crowd był dużo bardziej londyński. Były to kontakty, które zebraliśmy podczas poprzedniej wystawy, czyli osoby powracające. Co zawsze jest miłe dla galerzystów. Odwiedziło nas sporo osób artystycznych pracujących w Londynie, co jest świetne z punktu widzenia budowania społeczności. Udało nam się też ściągnąć do Krupa Gallery London naprawdę ciekawych ludzi z naprawdę wybitnych instytucji i galerii. Powiem szczerze, że to zagrało też dlatego, że prowadzimy Krupa Art Foundation i ludzie nas kojarzą, chociaż obie instytucje mają zupełnie różne profile i funkcjonują osobno.

Co ciekawe, w Polsce jest dalej nowością, że tego typu siostrzane organizacje istnieją, a w Londynie jest to znacznie mniej zaskakujące. Więc po prostu bardzo często korzystamy z tego, że fundacja istnieje.

A jak zareagowali na waszą obecność galerzyści, którzy prowadzą swoje przestrzenie w tej części Londynu?

Cała okolica, w której się znajdujemy, jest bardzo aktywna galeryjnie od paru lat. Często mówi się o niej New Bloomsbury Group. To są galerie podobne do, można powiedzieć, sąsiadującej z nami Hollybush Gardens czy znajdującej się trochę dalej, prowadzonej przez Polkę, Julię Gardner, Hot Wheels London, której drugi oddział jest w Atenach. W okolicy jest także Brunette Coleman – bardzo młoda i ciekawa galeria. Tu wszystko koncentruje się też wokół fundacji The Perimeter, która buduje społeczność. Część z tych galerzystów nas odwiedziła, wykazała nawet jakąś chęć pomocy, gdybyśmy jej potrzebowali przy okazji montaży czy fotodokumentacji. Więc reakcja była bardzo pozytywna.

To bardzo budujące. Osobom funkcjonującym na rynku sztuki czasami wydaje się, że jest on wielki. Ale jak się popatrzy z boku, to jest malutki rynek i potrzeba nam tej współpracy. Oczywiście zawsze pod koniec dnia to jest pewnego rodzaju konkurencja, ale kolekcjoner nie kupuje od galerii tylko dlatego, że ją lubi. Kupuje od galerii, bo podobają mu się prace, które instytucja wystawia. Więc forma konkurencji trochę się różni od tych na innych rynkach. I finalnie chodzi o relacje budowane z osobami odwiedzającymi, z którymi się współpracuje, a na koniec tworzy społeczność.

Rozmawiała: Magdalena Basak

Zdjęcia: ze zbiorów Krupa Gallery

*Sylwia i Piotr Krupowie – wrocławscy przedsiębiorcy, kolekcjonerzy sztuki i filantropi, znani z zaangażowania w upowszechnianie sztuki i działalność społeczną. Stworzyli jedną z najcenniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej. Ufundowali Krupa Art Foundation, której misją jest dzielenie się sztuką z szerokim gronem odbiorców. Program fundacji skupia się na promocji osób artystycznych, ze szczególnym uwzględnieniem osób z Europy Środkowo-Wschodniej.