W roku 2017 na zamówienie BBC zrealizowany został dokument opowiadający o losach i działalności twórczej Leonory Carrington (1917–2011). Autorzy zatytułowali go The Lost Surrealist. Choć film rozpoczyna się od słów o wzrastającej rozpoznawalności i inspirującej roli prac urodzonej w Wielkiej Brytanii, ale mieszkającej przez większość życia w Meksyku malarki to pojawia się też zdanie o „zapomnianej” przez dekady artystce. Obecnie jej dzieła wystawiane są najważniejszych muzeach świata, a o tym jak bardzo jest ceniona najlepiej świadczy fakt, iż tytuł książki Carrington – The Milk of Dreams – patronuje tegorocznej odsłonie weneckiego biennale. Jak przekonuje Cecila Alemani, główna kuratorka 59. Międzynarodowej Wystawy Sztuki, magiczne uniwersum opisane przez surrealistkę, prowokuje do myślenia o ustanawianiu świata na nowo za sprawą niegraniczonej mocy wyobraźni. To ona pozwala przekształcić wszelkie podmioty i obiekty w dowolny sposób, wyzwalając nas od esencjalistycznego podejścia do tożsamości ludzi, zwierząt, roślin, rzeczy. Zarazem jednak organizatorzy wystaw w Arsenale i Giardini podkreślają, iż kwestia jaźni, która stała się obsesją dwudziestego stulecia, posiada jeszcze inny wymiar. Interesowali się nią nie tylko przedstawiciele surrealizmu i psychoanalizy, ale też lekarze w szpitalach psychiatrycznych i władza uruchamiająca mechanizmy wykluczania. Mimo niepojętej wolności, jaką cieszy się jaźń, pozostaje ona zawsze powiązana z ciałem, tj. z jego transformacjami, ułomnościami, chorobami i śmiertelnością.

Wróćmy do mocy wyobraźni. Nie chodzi tylko o to, iż posiada ona sposobność czynienia świata bardziej płynnym. Otóż rzeczona swoboda i moc są tym, co definiuje człowieczeństwo. Dziś, w obszarze kultury, nauki, a nawet polityki, o owym człowieczeństwie myśli się już inaczej. Coraz bardziej dystansujemy się wobec upraszczających dualizmów, takich choćby jak kultura–natura (w tym człowiek–zwierzę), indywidualne–społeczne, materialne–duchowe (czy też psychiczne), realne–wirtualne (ciało, umysł, technologia). Idee Alemani korespondują z koncepcjami wielu badaczy, pisarzy, artystów wizualnych. Jesteśmy świadkami odradzania się komunii z planetą, z uniwersum fauny, flory i gleby. Odchodzimy od antropocentryzmu i europocentryzmu. Współczesna kultura coraz silniej podkreśla pokrewieństwo z innymi bytami, ale też znaczenie „wiedzy lokalnej”. Nie jesteśmy przy tym jednak niepoprawnymi optymistami. Zdajmy sobie bowiem sprawę ze stale zwiększającego się uzależnienie człowieka od sfery cyfrowej i tego, iż może ono doprowadzić do zmaterializowania się ponurych wizji przyszłości, podobnych do tych z filmu „Matrix” Lanie i Lilly Wachowskich. Tytułowy program, generujący VR, symulując codzienność służy sztucznej inteligencji jako narzędzie kontroli nad ludzkim gatunkiem. Autonomia maszyn, która jeszcze do niedawna stanowiła głównie przedmiot zainteresowania science fiction, zdaje się coraz bliższa rzeczywistości. Również pandemie i katastrofy ekologiczne uświadamiają nam, iż rozwój cywilizacyjny nie przynosi wyłącznie obiecywanych korzyści. Nasze ciała, podobnie jak organizmy innych istot żywych (np. ryb) są słabe, delikatne, mało odporne – szczególnie w warunkach globalizacji i dyktatu logiki ukierunkowanej głównie na zwiększanie dochodów. To swoisty brak wyobraźni objawiający się nieokiełznanym eksploatowaniem planety, któremu towarzyszą: przemoc, wyzysk, zwiększające się nierówności, nadmierna konsumpcja, kryzysy ekonomiczne i energetyczne oraz widmo katastrofy klimatycznej.

Czy jednak cały rodzaj ludzki należy obwiniać za ten stan rzeczy? Kuratorki i autorki prezentowanych na biennale prac przekonują, iż to nie kobiety, to nie rdzenni mieszkańcy obu Ameryk, nie pochodzący z Afryki niewolnicy, to nie dziecięca – pełna fantastycznych postaci – wyobraźnia do niego doprowadzała. To „Rozum” białych mężczyzn, którzy siłą zdominowali świat, odpowiada za problemy z jakimi musimy się mierzyć. To oni ustanowili siebie miarą wszechrzeczy, a ich podstawowym orężem jest pojęcie racjonalności. Uczestnicy tegorocznej Międzynarodowej Wystawy Sztuki w Wenecji demaskują narzędzia władzy i uprzywilejowania, dowodząc, że historia należała dotychczas wyłącznie do tych, którzy ją pisali. By przełamać supremację białych mężczyzn, przekroczyć system przez nich zbudowany, potrzeba nowych sojuszy. Koalicje z różnymi – przypominającymi osobliwe stworzenia z obrazów i narracji Carrington – hybrydowymi, rosochatymi, porowatymi istotami, mogą przemienić nasz sposób myślenia o podmiotowości, tożsamości, hierarchiczności etc., ocalając przyszłość różnych gatunków na ziemi. Jest to feminizm, który czuje solidarność ze wszystkimi uciemiężonymi, zniewolonymi, skolonizowanymi, wykorzystywanymi „nie-ludzko” bytami. Cecilia Alemani, jako pierwsza Włoszka „dostąpiła zaszczytu” sprawowania funkcji „kuratora” owego jednego z najbardziej prestiżowych wydarzeń artystycznych na świecie i postanowiła tenże fakt w wykorzystać. Oddała głos autorkom i autorom oryginalnych projektów, poruszających największe problemy współczesności. Optymizm i pesymizm występują tu w parze. W jakiś sposób zdaje się to odzwierciedlać doświadczenia Carrington – wyzwolonej twórczyni, której wyobraźnia posiadała moc całkowitego przekształcania świata, ale i osoby umieszczonej w szpitalu psychiatrycznym z powodu „popadnięcia w obłęd”.

Co zrozumiałe, bardziej niż prace prezentowane w pawilonach krajowych, wizji Alemani zdają się odpowiadać wystawy główne (zarówno w Arsenale, jak i Ogrodach). Nie oznacza to oczywiście, iż pośród instalacji pokazanych przez kuratorów i artystów „narodowych” brakuje nawiązań do przedstawianej wyżej problematyki. Niekiedy, jak w przypadku Pawilonu Niemieckiego, myśl twórców poszła w nieco zaskakującą stronę – choć odkrywkom fundamentów pierwszego pawilonu z roku 1912 i demonstrowaniu faszystowskiego ducha przebudowy z 1938 nie można odmówić związków z kwestią brutalnej męskiej przemocy. Niemniej ekspozycje Chilijczyków, Duńczyków czy Szwajcarów, podejmujące wątki relacji z planetą, roślinnością i zwierzętami w większym stopniu korespondują z przewodnią ideą Włoszki. Szczególnie mocne wrażenie robi instalacja w Pawilonie Duńskim. Przedstawia bliski carringtonowskiemu, transludzki świat, z jednej strony przerażający, z drugiej w dziwny sposób napełniający nadzieją. Warto wspomnieć także o Kanadyjczykach – niejako za słynnym tekstem W.J.T. Mitchella pt. Obraz, przestrzeń, rewolucja. Wszystkie sztuki okupacji – ukazujących rozlewające się po świecie protesty w latach 2010-2011. Przypomnijmy, iż Mitchell zwracał uwagę, że ikoniczne dla Occupy Wall Street i Placu Tahrir obrazy przedstawiające kobiety. Taktyka unikania przemocy ma bowiem z istoty kobiecy i feministyczny wymiar, wyraźnie przeciwstawiający się wulgarnej maczystowskiej sile. Jeśli chodzi o przeobrażenia świata, zwłaszcza o narodziny społeczeństwa postindustrialnego czy też, inaczej mówiąc, informacyjnego bądź cyfrowego, do ważnych należy z pewnością imponująca skalą instalacja w Pawilonie Włoskim. Jej twórcy wiodą zwiedzających przez czasy potęgi oraz upadku italijskiego „cudu przemysłowego”.

Jest też oczywiście Pawilon Polski. W rozdawanym przy wejściu do niego kwietniowym numerze czasopisma Vogue, przeczytać można, że autorom koncepcji wystawy, Joannie Warszy i Wojciechowi Szymańskiemu, oraz artystce Małgorzacie Mirdze-Tas zależało przede wszystkim na uświadomieniu widzom nieustającej wędrówki obrazów, a także wzajemnych odziaływań na siebie kultury: romskiej, polskiej i szerzej europejskiej. Inspiracją dla „Przeczarowując świat” stały się między innymi renesansowe freski w Palazzo Schifanoia w Ferrarze, „przedstawiające naszpikowane symbolami wyobrażenia miesięcy. Istotne są również odnoszące się do Schifanoi teorie Aby’ego Warburga, historyka sztuki, o życiu po życiu obrazów”. Twórcy zastrzegają jednak, że Mirga-Tas nie dokonuje interpretacji Schifanoi, chodzi raczej o wykorzystanie zastosowanej tam maszynerii widzenia. Interesującym zabiegiem jest też przechwycenie ksenofobicznych obrazów Jacques’a Callota i odwrócenie ich znaczenia. Co ciekawe, półtorej dekady temu, tj. w roku 2007 w Wenecji zorganizowano pierwszy Pawilon Romski. Nadano mu nazwę Paradise Lost. Ekspozycja prac artystów reprezentujących osiem państw, w zamyśle kuratorów, miała inicjować szerszą obecność współczesnej kultury romskiej na międzynarodowej scenie artystycznej. Jak przekonywano, Romowie mogą odegrać kluczową rolę w przemianach krajobrazu kulturowego, a także politycznego Europy. Mirga-Tas jest jednak pierwszą Romnią, której prace w ramach Międzynarodowej Wystawy Sztuki wystawiane są w pawilonie narodowym. Za megalomańskie uznać wszelako należy słowa Joanna Warszy, że jest to „pierwszy prawdziwy pawilon transnarodowy”. Być może kuratorka wyobrażenie o narodzie buduje wyłącznie w oparciu od doświadczenia wyniesione w własnego kraju (dokonując mocnego uproszczenia myślowego). Niezależnie już od tego, wydaje się, iż przypadku „Przeczarowywania świata” mamy do czynienia ze zbytnią partykularyzacją historii, etnografizacją opowieści oraz deficytem polityczności.

Nie sposób przybliżyć, a nawet wymieć tu wszystkich istotnych dzieł i działań pokazywanych w ramach wystaw w głównych salach Arsenału i Padiglione Centrale. Trzeba z pewnością wspomnieć o instalacji Liść, Tykwa, Muszla, Siatka, Torba, Chusta, Worek, Butelka, Garnek, Pudełko, Pojemnik gromadzącej prace Ruth Asawy, Marii Bartuszow, Aletty Jacobs, Sophie Taeuber-Arp, Toshiko Takaezu, Tecla Tofano, Maruji Mallo i Marii Sibylli Merian. Nawiązując do tekstów Ursuli Kroeber Le Guin, a pośrednio również do wyników badań antropolożki Elizabeth Fisher, kuratorki przekonują, że kreacyjna moc i pojemność opowiadanych historii posiada swe źródło w kobiecych aktach gromadzenia i opieki, tradycyjnie „pomijanych na rzecz heroicznych, męskich narracji o dominacji nad naturą”. Tymczasem podwalin cywilizacji nie tworzyły strzały i groty, lecz sieci, sakwy, w szczególności zaś naczynia służące przechowywaniu zbieranych roślin. Co ważne, kobiece ciało nie jest tu traktowane jako pojemnik czy worek (na płód). Jest ekspresyjnym narzędziem samostanowienia. Omawiana instalacja to jedna z pięciu prezentacji tematycznych budujących kulturowo-historyczny kontekst „The Milk of Dreams”.

Inną grupę prac można uznać za swoiste odniesienie do słynnego manifestu Donny Haraway, w którym amerykańska badaczka przekonywała, że granice między człowiekiem i maszyną zostały nieodwracalnie przekroczone. Cyborg, stanowiący ucieleśnienie hybrydowej tożsamości, zwiastuje posthumanistyczną i postpłciową przyszłość. Jak dowodzą kuratorzy Biennale, w dwudziestowiecznej europejskiej sztuce, tzn. w fotografii, filmie, teatrze eksperymenty obejmujące nowoczesną podmiotowość, znacząco wyprzedzały refleksję Haraway. To jednak dość niejednoznaczna tradycja, z którą zaproszeni artyści próbują na różne sposoby sobie radzić. W Arsenale pokazywane są również dzieła odnoszące się do rozwoju nowych technologii cyfrowych, w tym do robotów Facebooka, które wytworzyły i rozbudowały swój własny język, nie będący zrozumiałym, ani też użytecznym dla ludzi.

Najciekawsza jest być może jednak część wystawy (znajdująca się w sali wieńczącej oś Padiglione Centrale) „The Witch Cradle”, poświęcona osiągnięciom awangardzistek działających w pierwszych dekadach poprzedniego stulecia, w tym między innymi: fotografki Gertrudy Arndt; performatywnej autoportrecistki Lucy Renée Mathilde Schwob znanej jako Claude Cahun (prace wykonywała wspólnie ze swym kochankiem Marcelem Moore, z którym zarówno w sztuce, jak i życiu codziennym przyjmowali androgeniczne postawy); Marie Čermínovej, noszącej pseudonim Toyen i propagującej w swych mocno erotycznych pracach seksualność wolną od jakichkolwiek ograniczeń; operującej materią filmową Mai Deren; zafascynowanej feministycznym modelem „Neue Frau” amerykanki Florence Henri czy też malarki Meret Oppenheim. Wszystkie one podważały opozycję między człowiekiem i naturą, materią ożywioną i nieożywioną (lalki, manekiny, maski itp.), ciałem i jaźnią, w końcu męskością i kobiecością. Fascynował je świat metamorfoz, transgresji, niedookreśloności, hybrydyczności. Wśród dzieł prezentowanych w tej samej sali znajdują się fascynujące obrazy Leonory Carrington (i dzielącej jej meksykański los Hiszpanki Remedios Varo). Identyfikacja wizualna 59. Międzynarodowej Wystawy Sztuki zbudowana jest jednak w oparciu o motyw zaczerpnięty z obrazu innej malarki… urodzonej w Chile, ale żyjącej w Nowym Jorku Cecilii Vicuñii. Jej twórczość to wszelako temat na osoby artykuł (do przeczytania w kolejnym numerze „Formatu”).

Tekst: Piotr J. Fereński

Zdjęcia: © Andrzej Dudek-Dürer