Spośród 65 książek nadesłanych na konkurs „Fotograficzna Publikacja Roku 2023” oraz o Nagrodę im. Krzyśka Makowskiego jury w składzie: Franek Ammer, Beata Bartecka, Alek Hudzik, Ania Nałęcka-Milach, Agnieszka Obszańska, Krzysiek Orłowski, Paweł Rubkiewicz, wybrało jako zwycięzców ex aequo dwie książki fotograficzne: Dobre Miejsce Artura Pławskiego oraz Ale uważaj tam na siebie Aleksandry Żalińskiej. Obie publikacje są debiutami wydawniczymi. Jury doceniło ich szczerość, świeżość i umiejętność wykorzystania środków, jakie daje medium książki fotograficznej. Więcej o uzasadnieniu można przeczytać na stronie konkursu: https://fotopublikacja.pl.

Rozmowę z Aleksandrą przeprowadzałam, zanim odbyło się oficjalne ogłoszenie wyników podczas Międzynarodowego Festiwalu Fotografii w Łodzi (15 czerwca 2023 roku). Byłam przede wszystkim bardzo ciekawa procesu realizacyjnego czy raczej fotograficznej relacji z babcią, która jest bohaterką nagrodzonej książki. Intymność tej historii jest niezwykła, widać ogromny szacunek i bardzo podmiotowe traktowanie osoby fotografowanej. Jednocześnie ujmuje czułość, bliskość i poczucie humoru, które wkracza również w osobiste bawienie się z fotografiami znanych klasyków. Wydawało mi się również intersujące, jak Aleksandra odbiera tę nagrodę, będąc debiutantką w obszarze książek fotograficznych, podobnie zresztą jak drugi zwycięzca – Artur Pławski, z którym także przeprowadziłam rozmowę.

Beata Bartecka: Gratuluję wygranej. Powiedz mi, proszę, jak w ogóle się czujesz jako debiutantka, która konkurowała ze znanymi twórcami i fotografami.
Aleksandra Żalińska: Jestem pod ogromnym wrażeniem. To trochę jak sen. Nie sądziłam, że ta książka może tyle osiągnąć. Że ja mogę tyle osiągnąć. To dla mnie ważne, że zrobiłam coś jeszcze w trakcie studiów Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu – coś, co mogło okazać się dobre. Nad zdjęciami do książki zaczęłam pracować na zajęciach u profesora Andrzeja Florkowskiego i jego asystentki Izabeli Jurcewicz. Mieliśmy zrealizować dowolny temat, nie musiała to być książka, mogła to po prostu być sama fotografia, niektórzy robili wideo. Zdecydowałam się na portret – najprościej było zacząć z kimś, kogo znam, przed kim mogę się otworzyć i nie mieć presji czasu. Wybrałam swoją babcię. Mieszka w Sosnowcu, zaledwie cztery kilometry ode mnie. Często ją odwiedzam, nie tylko by robić zdjęcia, ale także, żeby spędzić z nią czas. Od zawsze wspólnie wyjeżdżamy na wakacje, gotujemy, wymieniamy się osiedlowymi opowieściami.

Czy miałaś w głowie, jakie portrety chcesz wykonać i jak chcesz ją pokazać?
Miałam plan, co chcę pokazać i jakie sytuacje chcę uwidocznić. Zależało mi na fotografii analogowej. To taki mój styl zdjęć: niewyraźne i trochę nie wiadomo, o co chodzi. Nie lubię zdjęć idealnych. Jeśli człowiek nie jest idealny, to tym bardziej trudno go pokazywać w sposób idealny na fotografiach. Próbowałam pokazać różne sytuacje: jak wygląda dzień starszej osoby i jak spędza ona czas, jednocześnie nawiązując do naszej relacji, ale także do jej wspomnień. Nie miało to być ustawiane czy patetyczne – jeśli starsza osoba, to od razu z różańcem czy tabletkami. Chciałam pokazać, że człowiek w tym wieku może dalej pięknie żyć. Godnie.

Jak pracowało się z babcią?
Fajnie. Może „fajnie” to nie jest właściwe słowo. Bardzo przyjemnie. Na początku babcia mówiła: „Co ty znowu wymyśliłaś?”, „Kto będzie chciał oglądać starą babę?”, „Kto to kupi? Góry się kupuje, a nie starą babę”. To mi uświadomiło, jak odmienny od naszego jest sposób postrzegania nas przez innych na zdjęciach. Ten wspólny czas był niejednokrotnie zabawny i śmieszny. Tak… Zdecydowanie tak.

W książce jest bardzo dużo intymności. Nie chodzi jednak o typowe zdjęcia cielesne, ale o intymność, która się buduje między tobą a babcią, między fotografką a osobą fotografowaną. Jak babcia zareagowała na zdjęcia?
Pokazywałam jej zdjęcia po każdej ukończonej kliszy. Reakcje były różne – na niektóre się nie zgadzała i mówiła: „Nie możesz pokazać”. Szanowałam to. Odrzucała te najbardziej powiązane z ciałem, na których pojawiały się pośladki, piersi czy nawet brzuch. Mówiła, że jej brzuch za bardzo wystaje. Podobnie było ze zdjęciem z melonem, które jest dla mnie jednym z ważniejszych, zależało mi, żeby znalazło się w książce.

Przez rok fotografowałaś babcię, a potem usiadłaś do pracy nad książką. Zaczęłaś wtedy jeździć na konsultacje do Tomasz Tomaszewskiego.
Chciałam po prostu sprawdzić, czy robię dobre zdjęcia, czy idę w dobrym kierunku. Cieszyłam się, że dostawałam pozytywne komentarze, wtedy czułam, że pracuję z większą przyjemnością. Na uczelni rozmawialiśmy o tym, że warto książki wysyłać na różne konkursy. To mi dało impuls, by o projekcie myśleć w szerszym wymiarze. Zależało mi, by książka wyróżniła się na tle innych publikacji i aby wszystkie zabiegi związane z jej powstawaniem były przemyślane, a nie spontaniczne. Zaczęłam myśleć o papierze i okładce. Pewnego dnia zainspirowała mnie ponadstuletnia książka, którą mam po dziadku. Była oprawiona w tradycyjny sposób i ten pomysł wydawał mi się interesujący – powrót do motywu, jak kiedyś oprawiano książki. Konsultowałam się także szeroko ze znajomymi w kwestii typografii, było wiele różnych sugestii. Wiedziałam, że musi być jak najprostsza.

Powiedz więcej o tym, jak pracowałaś nad układem, sekwencją. Jaki miałaś zamysł i czym się kierowałaś?
Początkowo eliminowałam zdjęcia, które na pewno mi nie pasowały. Zaczęło mi się to w końcu układać w historię między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, stąd też pojawiły się zdjęcia z archiwum babci. Układałam zdjęcia tak, by odbiorca nie był pewny, co jest prawdą, a co nie. Zależało mi, by pokazać, że ten wspólnie spędzony czas trwał, nie był epizodem. Stąd przejścia między porami roku, zdjęcia z wewnątrz na zewnątrz i odwrotnie, przeplatanie sennymi kadrami. Chciałam stworzyć atmosferę, w której nie ma prostych i jednoznacznych odpowiedzi: czy to jest jej zwykły dzień, marzenie, a może wspomnienie przeszłości.

Jak pracowało ci się nad tak intymną książką o osobie, z którą masz silną więź?
Z babcią mam bardzo bliski kontakt, często widzimy się i rozmawiamy. Spędzanie z nią czasu było czymś naturalnym, aparat zatem pojawił się naturalnie. Bywały jednak dni, że przyjeżdżałam i zdjęcia nie wychodziły. Nie chciałam nic robić na siłę. Pragnęłam, żeby naszej pracy towarzyszyła pozytywna energia. Starałam się uszanować babci czas, opinie czy po prostu nastrój. Podczas powstawania książki byłam pewna całości i kolejności zdjęć. Dopiero na etapie druku pojawiły się wątpliwości: czy na pewno jest dobra, czy dobrze robię. Chyba do końca nie wierzyłam, że mogę coś osiągnąć, mogę coś wygrać, jakbym potrzebowała do tego jakichś uprawnień. Naprawdę wiele poświęciłam dla tej książki, dużo nad nią pracowałam, były nerwy i niepewność. Myślę, że wasza decyzja, by mnie nagrodzić, to trochę taka nadzieja dla innych, którzy zaczynają. To jest piękne.

Aleksandra Żalińska – artystka wizualna urodzona w Sosnowcu w 1992 roku. Przez miejsca, w których pobierała naukę, związana z rodzinnym miastem, Krakowem, oraz Poznaniem. Ukończyła Akademię Fotografii w Krakowie, studia magisterskie z zakresu inżynierii środowiskowej na Politechnice Krakowskiej oraz studia licencjackie na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu na kierunku Fotografia Intermedialna. Obecnie kontynuuje tam studia magisterskie.
https://www.instagram.com/aleksandrazalinska/

 Tekst: Beata Bartecka