„Ten duży ogórek zainspirował mnie i może powstanie z niego dzieło. Jeszcze nie wiadomo, czy wyląduje w trzewiach…” – odpowiada Adam Niklewicz mamie dopytującej przez telefon, czy warzywa, które mu podarowała, zostały już przygotowane do zrobienia przetworów. Rzeczywiście, ogórek przeistoczył się w dzieło sztuki, a nawet dwa – obiekt kinetyczny Jeden obrót na minutę i pracę wideo Rozmowa z mamą (dzięki której słyszymy przytoczone słowa artysty). Ogórek, w nowym wcieleniu, odbył podróż z North Haven w Stanach Zjednoczonych, gdzie Niklewicz mieszka od blisko czterdziestu lat, do Zamościa – jego rodzinnego miasta, gdzie prezentuje te i inne prace na wystawie Lekkomyślność w BWA Galeria Zamojska.
Historia warzywa, z którego rodzi się dzieło sztuki, nie jest w praktyce artystycznej Adama Niklewicza czymś niezwykłym, właściwie jest normą. Wiele produktów spożywczych nie wylądowało „w trzewiach” artysty, wiele talerzy, kubków i sztućców nie znalazło miejsca w szufladach kuchennych, wiele skarpetek, koszul i butów nie trafiło do garderoby, w końcu wiele łopat, młotków i wiader nie wypełniło swojego przeznaczenia. Nawet jednorazowym chusteczkom do nosa grozi tu poświęcenie na potrzeby sztuki. Twórca łączy nieprzystające z pozoru elementy rzeczywistości – błahą codzienność – z odniesieniami do historii sztuki, świata fikcji i dzieł filozofii. W jego realizacjach banalne drobiazgi ukazują wielkie paradoksy. Odsłaniają nieoczywiste znaczenia, nieoczekiwane asocjacje oraz życiowe absurdy. Ulubione zabiegi artysty – rekontekstualizacja i transkontekstualizacja, zabawa skalą, multiplikacja i odzieranie z użyteczności – pozwalają mu tworzyć sytuacje poetyckie oraz prywatne legendy, jak choćby opowieści o niejakim Zimonku – krawcu i rolniku, który w trakcie własnego wesela wskoczył do studni, o meksykańskiej gosposi, której wyrósł kaktus na dłoni, czy o bliźniętach syjamskich trudniących się pszczelarstwem. Adam Niklewicz ze szczególnym upodobaniem eksploatuje wszelkie utensylia przeznaczone do mierzenia, stabilizowania i utrwalania (taśmy miernicze, metry krawieckie, imadła, puszki konserwowe, słoiki). W jego sztuce wszystko, co ma służyć rygorystycznemu ujmowaniu rzeczywistości w ramy określonego porządku, dopuszcza się zdrady wobec zamiarów producenta i swojej funkcji. Staje się za to zaskakująco wizyjne i buduje sens przez porzucenie pierwotnego znaczenia.
Vladimir Nabokov, analizując pisarstwo jednego z ulubionych autorów Adama Niklewicza – Nikołaja Gogola, pisał: „Opowiadanie rozwija się w ten oto sposób: bełkot, bełkot, fala liryzmu, bełkot, fala liryzmu, bełkot, fantastyczny punkt kulminacyjny, bełkot, bełkot i powrót do chaosu, z którego wszystko powstało”[1]. I żeby nie było wątpliwości – Nabokov pisał powyższe słowa z uwielbieniem dla twórczości Gogola. Jeśli za „bełkot” uznać, niewątpliwie obecny w sztuce Niklewicza, pierwiastek oniryczny, sprzeciwiający się nie tylko prawom konieczności, ale czasem także wymogom rozumu, to można powiedzieć, że dzieła artysty mają poniekąd podobną konstrukcję. Obecne w tych pracach archiwum niespodziewanych symetrii, analogii i kalamburów prowadzi realizacje przez fale liryzmu do „fantastycznych punktów kulminacyjnych”, ale także – w finale – do określonych, choć niedopowiedzianych, treści.
Liryzm, psychoanalityczny rebus czy surrealistyczny humor z całą pewnością nie wyczerpują kategorii, za pomocą których możliwe jest analizowanie twórczości artysty. Wprawdzie niefrasobliwość, z jaką miesza on porządki życia, kultury, fikcji, snu i żartu, oraz łatwość, z jaką szafuje „lekkomyślnymi” anegdotami, nie sprzyjają traktowaniu tematów „na serio”, jednak z całą pewnością pod warstwą krotochwili dostrzec można całkiem poważne odniesienia do zagadnień kulturowych i społecznych. Ograniczmy się do kilku wymownych przykładów.
Praca Wujaszek Wania – kieliszek wódki ustawiony na kruchej tafli lodu dziwnie przypominającej kształtem terytorium Ukrainy – niesie zapowiedź rychłej katastrofy. Odsyła przy tym do dramatu Antoniego Czechowa o tym samym tytule, stanowiącego pesymistyczną diagnozę położenia rosyjskiej inteligencji.
Obiekt Maska amerykańska, wykonany z paczek papierosów marki Natural American Spirit – firmy wykorzystującej na opakowaniach produktów stereotypowy wizerunek „Indianina” – ukazuje niefrasobliwe podejście koncernu tytoniowego do historii pierwszych narodów Ameryki Północnej. „Maskowanie” produktu obrazem rdzennego mieszkańca nie dość, że zrodziło w palaczach przeświadczenie o „plemiennym” pochodzeniu tytoniu, to jeszcze spowodowało przekonanie o jego mniejszej szkodliwości – jako produktu tradycyjnego.
W obiektach takich jak Romantyczność, gdzie na fujarce wykonanej z suchej krakowskiej artysta wykonuje poloneza, czy Pomnik barszczowi, który unieśmiertelnia gest jedzenia tradycyjnej potrawy, Adam Niklewicz gromadzi – nie bez odrobiny sentymentu – różne stereotypy „polskości”. Przywołuje epokę wieszczów, czas mesjanizmu, mityczną sielankę polskiej wsi, nawiązuje do naszej dumy narodowej przejawiającej nieuleczalną skłonność do patosu. Pomnik barszczowi jest przy okazji odniesieniem do Duchampowskiego Aktu schodzącego po schodach, a zarazem futurystycznej obsesji ukazywania ruchu – w tym wypadku motywacją twórcy jest pragnienie zobrazowania poszczególnych etapów drogi, jaką pokonuje łyżka zmierzająca z talerza wypełnionego zupą do polskich ust.
Skłonność do nadawania sensu temu, co peryferyjne, doskonale widać w Performansie zamojskim – spacerze odbytym w trakcie przygotowań do wystawy, podczas którego artysta pozbierał papiery zaśmiecające okolicę BWA. Punktem wyjścia akcji stało się jedno ze wspomnień z czasów szkolnych, związane z ekscentryczką nazywaną Krysia Papierek. Była to kobieta znana w Zamościu ze sprzątania, za pomocą narzędzia własnej roboty, napotkanych na drodze śmieci. Praca stanowi swoisty hołd dla osoby uznawanej za „wariatkę”, której bezinteresowna – za to prowokująca kpiny – postawa jest godnym naśladowania przejawem troski o wspólne dobro.
Wiele z tych prac, wychodząc od marginalnego, niedostrzeganego czy nawet pogardzanego, stanowi łagodny, wolny zarówno od patosu, jak i od ckliwości, przejaw szacunku dla ludzkiego życia i ludzkiej kreatywności. Artysta zdaje się programowo patrzyć na świat z żabiej perspektywy i odrzucać wszelkie ujęcia arbitralne. Miejsce mędrca głoszącego ex cathedra idee i sądy zajmuje w jego twórczości raczej postać „świętego idioty”, który – robiąc coś z pozoru błahego, bełkotliwego czy urągającego rozsądkowi – przynosi światu więcej pożytku niż medialne wyczyny większości „mężów stanu”. Adam Niklewicz zdaje się brać do serca słowa jednego z opowiadań Fiodora Dostojewskiego: „Wszystkiemu się dziwić jest oczywiście głupotą, niczemu się zaś nie dziwić jest znacznie łatwiej i nie wiadomo czemu uważa się, że to w dobrym tonie. Ale chyba w istocie tak nie jest. Moim zdaniem nie dziwić się niczemu jest znacznie głupiej niż dziwić się wszystkiemu. No i, poza tym, niczemu się nie dziwić – to prawie to samo, co niczego nie szanować”[2].
[1] Vladimir Nabokov, Nikołaj Gogol, przeł. Leszek Engelking, Warszawa 2012, s. 153–154.
[2] Fiodor Dostojewski, Bobok, [w:] idem, Opowieści fantastyczne, przeł. Maria Leśniewska, Kraków 1979, s. 24.
Tekst: Łukasz Kropiowski
Zdjęcia: Materiały BWA Zamość, dzięki uprzejmości artysty
Adam Niklewicz, Lekkomyślność
9.06 – 2.07 2023
BWA – GALERIA ZAMOJSKA
Kurator: Jerzy Tyburski