Zdzisław Nitka swoją najnowszą wystawę malarstwa (która to już z kolei, biorąc pod uwagę fakt, że debiutował w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku), tak więc aktualną prezentację wyboru swoich prac w galerii SZOKART autor zatytułował Będę tak stał i czekał na wiatr – obrazy, rysunki, obiekty 1985–2023. Oznacza to, że zarówno dotychczas zrealizowane prace, jak i te, „które – jak mówi – przywieje dla mnie wiatr”, powierzał on (i nadal będzie powierzać) pewnemu rodzajowi przypadku, wiemy bowiem, że wiatr wieje, kędy chce, że jest on „tchnieniem Natury” – jak sądzą poeci, a bywa wręcz jej „natchnieniem”. Wiemy: ten wiatr może wiać raz silniej, innym razem łagodnie, ale jak to w naturze bywa – dmie z różnych stron, bywa kapryśny, zmienia kierunki swej ekspansji. W wypadku twórczości Nitki można się domyślać, skąd, z której strony do jego osobistej przestrzeni docierały te inspirujące jego wyobraźnię malarską porywy (czy podmuchy) wiatru? Na ziemi dolnośląskiej, ograniczonej z południa górami, a z północy – otwartej na rozległą nizinną przestrzeń sięgającą aż do Bałtyku, wiatry najczęściej wieją wzdłuż linii Zachód – Wschód. Można to także odebrać metaforycznie jako wpływy kultury zachodniej i o orientacjach wschodnich.

W osobistej sytuacji artysty jest to o tyle zrozumiałe, że mieszka on w Obornikach Śląskich niedaleko Wrocławia, miasta kontynuującego w jakimś umownym sensie tradycje lokalnej sztuki z czasów niemieckiej szkoły artystycznej, po wojnie przejętej przez polską uczelnię – Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych, później, od 1996 roku, zwaną Akademią Sztuk Pięknych, w której murach Nitka studiował i ciągle pracuje, obecnie jako profesor malarstwa. Ponadto w Obornikach Śląskich odkrywa on (i w swojej fascynacji utrwala) tradycje życia i twórczości Otto Müllera – niemieckiego ekspresjonistycznego malarza, żyjącego tu w latach dwudziestych XX wieku. Niewątpliwie takim istotnym „porywem wichru”, który uformował zainteresowania i pasje artystyczne Zdzisława Nitki, było spotkanie z twórczością grupy „Die Brücke” (E. Heckel, O. Kirchner, O. Müller, E. Nolde, M. Pechstein), których wystawę w 1979 roku oglądał we wrocławskim Muzeum Narodowym. To było przeżycie, które trwale ukształtowało postawę młodego, uczącego się jeszcze wtedy zawodu ucznia Liceum Plastycznego we Wrocławiu (lata 1976–1981). Studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (lata 1982–1987) tylko pogłębiły i sprofilowały zainteresowania Nitki, który miał to szczęście, że terminował u profesorów – mimo ich modernistycznie ukształtowanego własnego warsztatu (Grzegorz Zyndwalewicz, Józef Hałas i Aleksander Dymitrowicz) – otwartych na studenckie eksperymenty i popierających indywidualne drogi ich rozwoju artystycznego. Zresztą po ukończeniu studiów został on asystentem w pracowni malarstwa profesora Hałasa.

Należy dodać również, że okres studiów Nitki przypada na wyjątkowo gorący czas przemian społecznych (czasy ruchu solidarnościowego, wprowadzenia stanu wojennego w Polsce i jego konsekwencje dla życia artystycznego w kraju, ale także kryzysu modernizmu w sztuce światowej z jego konceptualną końcówką). Odradzające się (oczywiście symbolicznie, nigdy się ono bowiem nie skończyło) malarstwo po kryzysie „rozkwitło” bogactwem neoekspresyjnych form i kolorów, przywrócono spontaniczność gestu malarskiego, jego „dzikość” i swoistą prymitywność oraz brutalizm. Ten wiejący z Zachodu „wiatr wolności” zderzył się z lokalnymi i polskimi podmuchami dążeń niepodległościowych, patriotycznych i solidarnościowych. Skutki tego były takie, że po okresie (pierwsza połowa lat osiemdziesiątych) izolowania się artystów wobec oficjalnych ofert przedsięwzięć artystycznych wystawiali oni swoje prace w środowiskach niezależnych, w tym przykościelnych. Aż wreszcie od połowy lat osiemdziesiątych pojawiło się wiele społecznych inicjatyw angażujących się w propagowanie tej młodej, buńczucznej twórczości, zaliczanej do nowej ekspresji. Zdzisław Nitka rzeczywiście debiutuje wtedy na forum krajowym, biorąc udział w głośnej wystawie Ekspresja lat 80 (Sopot, 1986 rok, kurator R. Ziarkiewicz). Zaczyna się okres swoistej dominacji tej „strategii krzyku” – jak to referowała ówczesna krytyka. Postmodernistyczna zawierucha pozostawiła po sobie zupełnie odmieniony krajobraz sztuki, w każdym razie nobilitowała malarstwo.

Na poznańskiej wystawie Nitka prezentuje tylko około dwudziestu obrazów malarskich, parę rysunków i dwa obiekty rzeźbiarskie. Są to prace wybrane z długiego i bogatego w twórcze dokonania okresu 1985–2023. Czy ten zestaw można uznać za reprezentatywny dla œuvre tego artysty? Z pewnością jest to zbiór prac tylko sygnalizujący możliwości twórcze Nitki, ewentualnie zaznaczający pewne etapy ewolucji w jego aktywności, choć także wyróżniający kierunki zainteresowań tematycznych. Stąd prezentowany zestaw uwzględnia zarówno prace malarskie abstrakcyjne, jak i figuratywne, przy czym ujawnia również zróżnicowane umiejętności warsztatowe artysty (na przykład w rzeźbie i grafice).

Niemniej już ten skromny pokaz pozwala w zasadzie uświadomić skalę zainteresowań tematycznych oraz możliwości warsztatowych jego autora, pozwala także sytuować tę bogatą i wielomedialną twórczość w wymiarze postmodernistycznych dokonań sztuki z końca lat siedemdziesiątych i kolejnych dekad, łącznie z czasem aktualnym. Tu warto przypomnieć, że zainicjowany jeszcze w XIX wieku ruch awangardowych poszukiwań i rozwoju związków twórczości artystycznej z nowoczesnością i jej „narzędziami” kontynuował swoje zainteresowania w XX wieku, aby już w kolejnych odsłonach realizować awangardowe idee, które wreszcie – w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – w postaci „praktyk neoawangardowych” osiągnęły w swoim modernistycznym wydaniu apogeum w postaci konceptualizmu: tendencji negującej potrzeby manualnej realizacji dzieł sztuki (szczególnie malarstwa) i stawiającej idee ponad ich materialne egzemplifikacje. Reakcją na taką sytuację w życiu artystycznym był swoisty „głód obrazów”, wymuszony presją społecznych i kulturowych przemian w początkach lat osiemdziesiątych, w tym także potrzebami rynku sztuki. Gwałtowne potrzeby nowego otwarcia świadomościowego wśród twórców i filozofów zbudowały wówczas podwaliny dla nowej koncepcji interpretacji i wrażliwości odbioru rzeczywistości – już po modernizmie. Tak zrodził się postmodernistyczny neoekspresjonizm, w malarstwie określany również jako „nowi dzicy” czy „nowa fala”. Cechą wyróżniającą postmodernistycznej sztuki była jej nieokreśloność – „płynność” tematów, stylistyk, łączenia przeszłości z teraźniejszością, „cytowanie” innych autorów, dyskurs i wolność wypowiedzi, stąd znamienne gwałtowne w gestach manifestacje artystyczne, przekraczanie granic mediów. Zdzisław Nitka, jak się okazuje, celnie wpisał się w tę optykę twórczości.

Prace zgromadzone w galerii SZOKART mogą być traktowane jako „sygnalizujące”, istotne dla twórczości Nitki etapy dokonań artystycznych. Pojawiła się tu praca z 1985 roku, jeszcze z okresu studiów we Wrocławiu, chociażby Tańczący żołnierz, od której – rzec można – wiedzie szlak neoekspresyjnej, „dzikiej” czy brutalistycznie potraktowanej tematyki obrazów malarskich, co będzie znamienne dla większości jego figuratywnych prac realizowanych do dziś: obrazy z 2023 roku, na przykład Vincent czy Czarna pantera, fakt ten potwierdzają. Prace z lat osiemdziesiątych – młodzieńcze, buńczuczne – de facto wprowadziły Nitkę na forum krajowe, uczestniczył on bowiem w słynnych ówczesnych zbiorowych manifestacjach polskiej neoekspresji, jakimi były wystawy sztuki: Ekspresja lat 80., Arsenał ‘88 czy Świeżo malowane, także z 1988 roku. Były to najważniejsze w tamtym czasie wystawy, propagujące odrębną wobec tradycji modernistycznych sztukę młodych artystów.

W tej zbiorowości postmodernistycznego malarstwa obrazy Nitki wyróżniały się swoją stylistyczną odrębnością oraz preferowaną tematyką. Jego prace bowiem wręcz nawiązywały do dokonań niemieckiego ekspresjonizmu, ale także do fowizmu, postimpresjonizmu czy innych awangardowych kierunków w sztuce (w tym między innymi do suprematyzmu i abstrakcji geometrycznej). Krytyka nazywała jego postawę zamierzonym „eklektyzmem ikonograficznym” (A. Jarosz) lub „malarską kroniką” historii ekspresji europejskiej. Dowodziły tego obrazy odwołujące się lub dialogujące z pracami między innymi Kirchnera, Müllera, Noldego, Muncha, van Gogha, choć także pojawiły się nawiązania do prac Beuysa, Immendorffa, Lupertza, Pencka, Bacona czy Baselitza, a także Dwurnika i Markowskiego. Nitka malował również nieprawdopodobne zestawienia: w jednym obrazie zderzał sylwetki (lub ich prace) na przykład van Gogha z Mondrianem bądź w łączeniu ekspresyjnego symbolizmu z abstrakcją oraz zadziwiał podobnymi postmodernistycznymi „grami” z charakterystycznymi motywami zaczerpniętymi z obrazów innych wcześniejszych malarzy. Nitka stwarza tu własny „kod” historii tego malarstwa, traktowany jako rodzaj „partytury” dla swoich kompozycji. Nieprzypadkowo wypowiedź autorską poświęcił metaforze „dziurawego malarza”, co też w rozprawie habilitacyjnej uzasadnił tezą o noszeniu na swoich barkach innego malarza.

Na omawianej wystawie znalazło się sporo prac tematycznie zaliczanych do tego „historyzującego” nurtu. Zarówno bowiem „pejzaż” według Heckla z 2006 roku, jak i prace Vincent z 2023 roku, Zając, myślę Beuys z 2008 roku, Joseph Beuys z 2010 roku, Mężczyzna w lesie (Munch) z 2008 roku czy Pejzaż górski z orłami… L. Kirchnera z 1994 roku zaliczają się do tej kategorii realizacji „upamiętniających” duchowych mistrzów Nitki. Z pewnością jednak równie ważnym „mistrzem” albo intencjonalnym odniesieniem i wzorem będzie dla artysty odczuwana i ekspresyjnie przeżywana natura – z jej żyjącymi albo „martwymi”, a znamiennymi atrybutami. Stąd w obrazach Nitki nieodmiennie pojawiają się w naturalnym sztafażu celowo dobrane zwierzęta: zające, wilki, psy, orły czy krukopodobne ptaszyska, ale także te symbolicznie traktowane zwierzęta bywają przedstawiane w ikonografii „martwej” natury. Postacie ludzkie są malowane zwykle sylwetowo, bez wyrazistych cech identyfikacyjnych, chyba że w szkicowo ujętych portretach – w których zbliża się on do osobowego podobieństwa. Ale i te warunki, wymagane w przedstawiającej sztuce figuratywnej, nie są tu przestrzegane. Dominuje zaś wyraźnie sensualistyczne podejście autora do tematu jego prac. Znamienne jest to w obrazach rzezanych mechaniczną piłą na deskach: w koniecznych uproszczeniach i skrótach formalnych ujawnia się szczególny rodzaj ekspresji – w pasji formowania materii drewna, w śladach pozostawionych po brutalnej, emocjonalnej ingerencji artysty w daną matrycę. Tu uwidacznia się ta spontaniczna gestualność twórczości Nitki, niekiedy prezentowana w formie performansu.

Kończąc ten skrótowy komentarz do wystawy, a nawiązując do jej tytułu, wolno stwierdzić, że „Maler Nitka” (jak tytułował go Georg Baselitz w pracy graficznej podarowanej artyście) w swoich intencjach potrafi ulegać wpływom tego umownego wiatru, który niesie ze sobą impulsy i bodźce tematyczne, a być może celnie pobudza artystę do adekwatnej reakcji. Stąd te gwałtowne gesty akceptujące „naturalne” siły, choć trzeba dostrzec wyraźne oznaki oporu. Zdaje się bowiem, że Nitka nie ulega tylko „podmuchom” codzienności, z jej presją kulturową (na przykład dominacją mediów, muzyki pop i rynku), on także sam dla siebie kreuje te „burze” i gwałtowne wichry nacierających form i treści. Potrafi przy tym odciąć się od tych zewnętrznych wpływów i poddać się refleksyjnej, melancholijnej atmosferze, co udowadnia w obrazach. Gdy odwołuje się do ulubionych malarzy, podejmuje niejako trud ich ochrony przed skutkami tego wichru historii, który potrafi znieść pamięć o nich. Wewnętrznym „wichrem” Zdzisława Nitki jest być może właśnie jego pamięć o tych artystach i o wspólnocie sztuki.

Tekst: Andrzej Saj

Zdjęcia: Damian Kasprzak, dzięki uprzejmości galerii SZOKART

Kurator wystawy: Rszard Łazorczyk