Są takie miejsca poza centrami kultury o specyficznej aurze, która niewidzialną magnetyczną siłą przyciąga artystów, każąc im rzucić wszystko i zaszyć się na prowincji, w opuszczonych budynkach, pośród lasów i gór. I tam, w zastanym środowisku przyrodniczym i historycznym, szukać własnego sensu uprawiania sztuki, odkrywania wolności, nieskrępowanej swobody tworzenia wszystkiego od nowa, kreowania czegoś ważnego, co się liczy. Na Dolnym Śląsku takim miejscem jest Sokołowsko, położone niedaleko Wałbrzycha. To tu pod koniec XIX wieku, wtedy jeszcze w Görbersdorfie, powstało uzdrowisko chorób „piersiowych i gardlanych”, którego pionierskie podejście do leczenia gruźlicy stało się wzorem dla szwajcarskiego Davos. Gośćmi w Görbersdorfie byli między innymi bracia Lumière, utrwalający na szklanych kliszach życie kuracjuszy, i Tytus Chałubiński, pionier leczenia chorób płuc, poszukujący potem podobnych właściwości leczniczych w klimacie Zakopanego. To tu wreszcie Olga Tokarczuk osadziła dziejącą się na początku XX wieku akcję swojej najnowszej, pierwszej po otrzymaniu Nagrody Nobla książki – horroru przyrodoleczniczego Empuzjon. Dziś w Sokołowsku po dawnym uzdrowisku został między innymi niszczejący neogotycki gmach imponującego niegdyś sanatorium doktora Hermanna Brehmera. Historia tego miejsca zaczyna się na nowo w 2007 roku, kiedy założona przez Bożennę Biskupską, Zygmunta Rytkę i Zuzannę Fogtt Fundacja In Situ wykupiła zrujnowany gmach z zamiarem jego odbudowy i stworzenia na dolnośląskiej prowincji Międzynarodowego Laboratorium Kultury. W 2012 roku do niego artyści ostatecznie przenieśli z Warszawy główną siedzibę fundacji. Dzięki tej inicjatywie w Sokołowsku powstają wystawy, plenery warsztaty, dzieła performatywne, festiwal Konteksty, Międzynarodowy Festiwal Filmowy i Archiwum Twórczości Krzysztofa Kieślowskiego, Sanatorium Dźwięku, Kino Zdrowie, Muzeum w Budowie z gabinetami poświęconymi wybranym twórcom. Miejsce odwiedzają artyści z całego świata, zajmujący się różnymi dyscyplinami sztuki. Sercem Sokołowska pozostaje pracownia Bożenny Biskupskiej – działającej od lat siedemdziesiątych rzeźbiarki, malarki, autorki instalacji i realizacji przestrzennych, która jest główną bohaterką najnowszej wystawy w Pawilonie Czterech Kopuł. Jej prezentacja wpisuje się w serię prezentowanych tu wystaw poświęconych polskim artystkom – Ewie Kuryluk, Magdalenie Abakanowicz i planowanej prezentacji Marii Pinińskiej-Bereś.

Wystawa Bożenna Biskupska. Artystka i Budowla Możliwa, przygotowana przez kuratorów Stacha Szabłowskiego, Emilię Orzechowską, Aleksandrę Szwedo przy współpracy Ryszarda W. Kluszczyńskiego, obejmuje najważniejsze wątki w twórczości artystki. Jednym z najistotniejszych znaków rozpoznawczych jest figura Jednonogiego – postaci-znaku, którą artystka multiplikuje w różnych mediach: rzeźbie, instalacjach, fotografii, malarstwie, rysunku. Niemal jednakowe niewielkie odlewy przypominają postać ludzką, ale dzięki daleko idącej syntezie formy czyta się je jednocześnie jak jedynkę czy siódemkę, a może przecinek – rodzaj zapisu semantycznego, który odsyła nie tylko do obszaru mimetycznego odtwarzania, ale także do abstrakcyjnej idei. W pracy Wytyczanie obrazu 01 (1998–2002) nie ta symultaniczna opozycja znaku i mimesis budująca napięcie urzeka mnie jednak najbardziej, lecz prosty humanistyczny przekaz dotykający kondycji ludzkiej – patrzymy na tłum ludzików-znaków, z których każdy jest na pierwszy rzut oka takim sam, a jednak ma własne, unikalne, indywidualne cechy. Jest jednym z wielu, numerem pośród tłumu innych, jednocześnie ginący w masie i wyjątkowy, stojący w całym zastępie postępujących po sobie powtórzeń. Betonowe bloczki, do których figurki są przytwierdzone, na odwrociu zostały opatrzone datą, składają się na rodzaj pamiętnika, zapisu niekończącego się procesu twórczego i upływającego czasu. Jednonogi do złudzenia przypomina mi uproszczoną do granic czytelności postać Chrystusa z utrzymanego w duchu nowoczesności krucyfiksu, który kiedyś wisiał nad drzwiami mojego rodzinnego domu. Metalowy odlew, pozbawiony twarzy i detali, był dla mnie dziecięcym objawieniem, bo dzięki temu, że był zaledwie zarysem postaci, stał się symbolem konkretnego cierpienia i jednocześnie cierpienia każdego. Tu przedziwnie odnalazłam go znów, powtórzonego setki razy.

Dziedziniec Pawilonu jest trudną ekspozycyjnie przestrzenią, przykrytą konstrukcją przeszklonego dachu, rzucającą ostre cienie, bardzo aktywną wizualnie. Nietrudno w niej zniknąć. Oglądanie wystawy rozpoczynamy od dużych przestrzennych realizacji Bożenny Biskupskiej stanowiących wariacje na temat Jednonogiego – w tym wspomnianego Wytyczania obrazu 01, który dzięki układowi tworzącemu sporą betonową ścianę dobrze znosi otaczającą przestrzeń. Ale już znakomity zestaw czterdziestu dziewięciu rzeźb reprezentujących cykl Rysunek rzeźby (2017–2020), ledwie naszkicowanych ruchliwych, widmowych postaci przycupniętych na umownych postumentach, mimo znacznej skali wydaje się ginąć na tle kawiarnianych stolików, drzwi, okien, przypór, cieni i świetlnych refleksów. Nie jest to na pewno wymarzona przestrzeń dla tego cyklu.

Świetnie za to prezentują się realizacje malarskie – choć pokazane w ciaśniejszych, mroczniejszych przestrzeniach, do których wchodzimy z rozświetlonego dziedzińca, są tak wyeksponowane, że swobodnie można napawać się ich energią. W cyklu Rysunek rzeźby (2018–2019), w zapisach dynamicznego gestu, zamrożonego na podobraziu grubo kładzionymi, gęstymi od spiętrzonej malarskiej materii pociągnięciami, buzują energetyczne wiry. W ich obrębie na jednej płaszczyźnie rysunkowy szkic współistnieje z malarstwem. Ku mojej uciesze dzięki specjalnym konstrukcjom obrazy możemy oglądać także od tyłu, śledząc przebicia farby. Swoje dobre miejsce odnalazły też klasycznie wyeksponowane na ścianach, pełne dostojnej ciszy obrazy z cyklu Wytyczanie obrazu – linia (1997–2001), stworzone z pasów oleju lnianego nanoszonego na płótno: oszczędne, proste, minimalistyczne, a jednocześnie organiczne, namacalne, tłuste i szorstkie.

Działalność Bożenny Biskupskiej w Sokołowsku zakłada ciągły dialog z innymi osobami artystycznymi, rodzaj wcielanej w życie idei rzeźby społecznej. Do wystawy w Pawilonie Czerech Kopuł zaproszono zatem twórczynie i twórców, którzy przygotowali w Sokołowsku własne realizacje fotograficzne, rzeźbiarskie, dźwiękowe, multimedialne i performatywne – Laura Adel, Magda Jędra, Nicolas Grospierre, Piotr Pawlak, Bartosz Radzikowski, Stach Szumski czy nieżyjący już Zygmunt Rytka, którego fotografie pozwalają przyjrzeć się temu wyjątkowemu miejscu z jego perspektywy. Dzięki temu zabiegowi idee Sokołowska na wrocławskiej wystawie wybrzmiewają szerzej, poza doświadczenie jednej osobowości. Pokaz zamyka monumentalna instalacja Budowla Możliwa_Spotkanie (2024), przygotowana specjalnie dla przestrzeni immersyjnej Pawilonu Czterech Kopuł wspólnie przez Bożennę Biskupską, Laurę Adel i Bartosza Radzikowskiego. Wchodząc tam, możemy błądzić wśród rusztowań i projekcji, które symbolicznie łączą sytuację tymczasowości, odbudowy i konstrukcji w procesie (nawiązujących do remontu budynku sokołowskiego sanatorium i powstającego tam Muzeum w Budowie) ze śmiałą wizją, wytyczającą daleki horyzont dla tego miejsca. Do Sokołowska po prostu wypada pojechać choć raz.

Tekst: Patrycja Sikora
Zdjęcia: materiały organizatora