Kiedy zaczynaliśmy pracę nad wystawą Fale, jednym z pierwszych impulsów, które mną kierowały, była potrzeba stworzenia przestrzeni dla afektywnego doświadczenia, które nie będzie obudowane teorią jako tarczą ani wystylizowane na konceptualne zjawisko dla wtajemniczonych. Chciałem zapytać z pomocą osób artystycznych, czy jest możliwe myślenie o sztuce jako praktyce (wspólnotowego) uzdrawiania, między innymi przez pracę ze wspomnieniami, uważnością i kreowaniem własnego rytuału.
Fale to wystawa, która bierze swój tytuł z prozy Virginii Woolf, powieści o tym samym tytule. Charakteryzuje ją strumień świadomości, płynna, nielinearna medytacja o czasie i jaźni. Jej struktura, czyli sześć głosów monologujących w cyklu przypływów i odpływów, stała się trafną metaforą nie tylko dla samego procesu kuratorskiego, ale także tego, czym chciałem, by stała się ta ekspozycja: konstelacją głosów, pozornie odrębnych, ale splecionych w jeden rytmiczny ruch.
Zależało mi na tym, aby pokazać sztukę nie tyle jako formę reprezentacji, ile jako działanie, zabieg emocjonalny, który może dotyczyć także odbiorczyń i odbiorców. Miejscem wystawy jest Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej w Słupsku – Centrum Aktywności Twórczej w Ustce, artystyczna przestrzeń zanurzona w środowisku miasta turystyczno-uzdrowiskowego. To otoczenie podsuwa pewną retorykę kuracyjną, opartą na analogiach między krajobrazem a ekspozycją i tym, jak nadmorski kurort funkcjonuje jako metafora w kulturze popularnej. To propozycja: by wejść do przestrzeni sztuki jak do sanatorium, gdzie poza estetyczną kontemplacją można poddać się serii „zabiegów”, których celem jest wspieranie własnej pracy nad obszarami blokad i wytwarzanie relacyjnej obecności.
Z osobami artystycznymi, które zaprosiłem – Kariną Marusińską, Patrykiem Różyckim oraz Grupą ŁONO – łączy mnie przekonanie, że sztuka może być środowiskiem wspólnego przetwarzania trudnych emocji, mikrotraum, codziennego nieprzystosowania. Ich praktyki – choć formalnie odmienne – spotykają się w obszarze pracy opiekuńczej, intymności, relacji międzyludzkich.
Dla Grupy ŁONO, kolektywu artystycznego założonego w 2021 roku przez Marcelinę Amelię i Martę Borkowską, kluczowym polem jest ciało jako archiwum i narzędzie relacji. Artystki łączą sztuki wizualne z praktykami wspólnotowymi, badając cielesność, emocje oraz relacje człowieka z naturą. Ich rytuały performatywne, instalacje obiektowo-tekstylne i wideo odnoszą się do snów, spirali czasu, w której, jak same mówią: „zdarzenia zataczają cykle, lecz nawet jeśli pozornie się powtarzają, przeżywamy je na innym poziomie”.
Ich prace są symbolicznymi rytuałami, pozostawiającymi materialną część jako świadectwo procesu. Całość wpisuje się w duchową „pracę u podstaw”, w ramach której gesty troski mają zdolność budowania mikrowspólnot. Działania Grupy ŁONO odnoszą się również do ekologii relacyjnej, inspirowanej między innymi hydrofeminizmem Astridy Neimanis, w którym ciało nie jest granicą jednostkowej tożsamości, lecz porowatą strukturą wspólnotową.
Woda nie tylko łączy ludzi i inne istoty, ona rozpuszcza granice między nimi. Inspiracje książką Bodies of Water szczególnie widać u Marceliny Amelii. Jej prace, takie jak dyptyk Fontanna i Mleczne łzy płyną trójkami, oraz forma ich eksponowania na wystawie (na przykład Fontanna oparta na trzech jajkach) są odpowiedzią na pytanie o fizyczne i genetyczne połączenia, których mimo prób zerwania nie jesteśmy w stanie zatrzeć.
Międzypokoleniowość i związane z nią relacje stają się ważnym punktem w twórczości Marceliny Amelii w związku z doświadczeniem macierzyństwa, które sama artystka nazywa „rezydencją w macierzyństwie”, wydarzeniem o intensywności porównywalnej z przemianą dziecka w dorosłego. W jej twórczości, co może mieć związek z doświadczeniem migrantki, pojawiają się ponadto odniesienia do polskiego folkloru czy inspiracje słowiańskimi rytuałami, których klamrą jest wspólna twórczość Marceliny Amelii i Marty Borkowskiej.
Artystki sprawnie zwracają uwagę na istotę wspólnych praktyk w pracach takich jak Wydechy czy instalacja wideo Płaczki i performans o tym samym tytule. Dotychczasowe doświadczenie płynące z przeprowadzenia tych działań pokazują, że osoby artystyczne mogą towarzyszyć publiczności w przeżywaniu i odtwarzaniu własnych historii. Historie te bowiem mogą być kluczem otwierającym drzwi do wyrażeń twórczych, nieobarczanych poczuciem spełnienia jakiegoś odgórnie ustalonego standardu.
Seria obrazów na papierze autorstwa Marty Borkowskiej Zamykam oczy i widzę to z bliska oraz szkicownik do tekstylnego obiektu Czarne serce są materializacją działania, które wypłynęło z potrzeby uspokojenia myśli i odrzucenia blokad przed twórczością. Realizując te prace, artystka rozpoczęła powrót do świata sztuki po latach milczenia i funkcjonowania jedynie jako odbiorczyni. Takie zależności mogą budować nowe punkty widzenia, ukazując wewnętrzne metamorfozy, które – ponieważ rozgrywają się powoli – często pozostają niezauważone. Obiekt lustrzany YOU, część dyplomu zrealizowanego na Wydziale Ceramiki i Szkła wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych (w pracowni profesor Małgorzaty Dajewskiej), z biegiem lat stał się dla artystki lustrem przeszłości, które konfrontuje wyobrażenia sprzed lat z obecnym postrzeganiem relacji romantycznej.
Podobne napięcia, choć z innych punktów biograficznych, pojawiają się w twórczości Patryka Różyckiego, który ilustruje ślady wstydu i lęku wpisane w doświadczenie klasowego awansu czy opowieści dotyczące własnej kondycji emocjonalnej i jej stopklatki. Patryk Różycki nie szuka spektaklu traumy, raczej pozwala wybrzmieć jej resztkom, mikroruchom emocji, w tym zmysłowym momentom, które często powszechnie są wypierane jako „niewarte uwagi” albo zbyt osobiste, by je artykułować. W jego pracach malarskich i tekstach pojawia się wyraźna linia autobiograficzna, ale nie ma tu egocentryzmu, jest raczej subtelna próba negocjowania przestrzeni dla współczucia i bliskości w świecie zdominowanym przez przemoc symboliczną i ekonomiczną. W tym sensie jego praktyka jest również polityczna, bo afirmuje te emocje, które w polskiej hegemonicznej patriarchalnej narracji mogą być uznawane za wstydliwe, zbędne lub „niemęskie”.
Doświadczenia Ptryka Różyckiego z prowadzenia gościnnej pracowni malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz praktyka warsztatów pokazują, że wspólne malowanie przynosi prawdziwą frajdę z praktykowania pogłębionego malarstwa, a próba zdefiniowania siebie, choć początkowo nie jest łatwa, przynosi dużą satysfakcję.
Istotne jest w tej praktyce wspólne oddziaływanie wzbogacające obie strony. Czasami to oddziaływanie powoduje zmianę dotychczasowych kierunków, co można zaobserwować w jednej z nowszych prac Kariny Marusińskiej Kolekcja chmur ze zbiorów prywatnych. Praca ta stanowi pewnego rodzaju sequel wcześniejszego projektu Sekrety (2021), zrealizowanego w ramach miejskiej gry GlassGo! (BWA SiC).
Sekrety nawiązywały do dziecięcej gry, w której tworzono dołki w ziemi, a w nich estetyczne kompozycje przykryte szkłem. Karina Marusińska zwraca jednak uwagę, że w życiu nie wszystkie gry są zabawne i jej Sekrety nie miały ukrywać nic pięknego poza nadrukiem skórnych obrażeń ciała na powierzchni szkła nawiązujących do ofiar przemocy, ukrywających jej ślady. Doświadczenia na szczęście bywają różne, cytując bowiem artystkę: „Jedna z dziewczynek biorących udział w grze powiedziała, że kawałki szkła przypominają jej niebo. Może myślała o chwili, gdy słońce zachodzi, a jego promienie malują chmury kolorami, które przypominają siniaki. To było dla mnie ukojenie, odkrycie, że dziecko nie skojarzyło mojej pracy z przemocą, lecz z naturalnym zjawiskiem”. Karina Marusińska nie tylko wykonuje przedmioty, ale także je sytuacyjnie uruchamia, we współpracy z innymi, często osobami spoza świata sztuki. W kontekście Fal jej postać i materia, jaką często operuje, ma szczególne znaczenie ze względu na rosnącą popularność warsztatu ceramiki wśród lokalnych odbiorców Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej, pozwalając przez włączenie w działania twórcze rozwijać definicje ceramiki jako dziedziny twórczości, z dostrzeganiem jej metafor czy dolności do budowania opowieści.
Historie w twórczości Kariny Marusińskiej objawiają się jak lekki uśmiech, nawet jeśli wraz z nim występują łzy. Artystka znakomicie potrafi W obronie własnej nadawać sens codzienności, a praca z amatorami, osobami starszymi, dziećmi – to głęboka konsekwencja artystyczna i etyczna artystki, która ludzkie uczucia i emocje stawia jako jeden z priorytetów.
Fale to miejsce, które testuje możliwości sztuki jako działania wspólnotowego, ale także zaciera granice między kategoriami: prywatne – publiczne, profesjonalne – amatorskie, emocjonalne – konceptualne. To propozycja, by traktować sztukę nie jako obraz rzeczywistości, ale jako jej mikrospołeczną infrastrukturę: miejsce, gdzie można przestać udawać, że wszystko mamy pod kontrolą.
Dla mnie jako kuratora kluczowe było, aby ostateczna forma zapewniała warunki trwania: do tego, by coś się wydarzyło, nawet jeśli nie zostanie zarejestrowane. Prace osób artystycznych nie są zamkniętymi artefaktami, są raczej aktywatorami procesów: rozmawiania, słuchania, bycia razem, uwalniania emocji. Ciała nasze i ich spotykają się tu nie tylko przez patrzenie, ale także przez gest, wspólne działanie.
W tym sensie Fale są doświadczeniem, które zaprasza do dryfowania, a nie kontrolowanego kursu. W świecie, który wymaga od nas nieustannego działania, efektywności i spójności, ta wystawa jest miejscem zawieszenia: zanurzenia się, które nawet jeśli nie oczyszcza, daje chwilę ulgi. A może to właśnie ulga rozumiana jako przerwa jest najpilniej potrzebnym gestem oporu?
Tekst i zdjęcia: Michał Żesławski
Fale
8.05-14.08.2025
Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej w Słupsku – Centrum Aktywności Twórczej w Ustce