Są takie momenty – nie zdarzają się często, ale się zdarzają – gdy patrząc na wystawę, czujemy w powietrzu elektryczność. Jakieś niewidzialne zagęszczenie pola energetycznego, wywołujące gęsią skórkę i trudne do zdefiniowania poczucie ciągnięcia w środku, w samych wnętrznościach, wywołane kondensacją uczuć. To momenty, w których podskórnie przeczuwane przez nas prawdy o świecie ktoś nagle za nas celnie materializuje w wizualnej formie, obrazuje w fizycznej postaci, nadaje im ciało. Spotkania z taką sztuką są zawsze przeżyciem zmieniającym coś w odbiorcy. Tak jest z twórczością Anny Bujak, która zostaje w człowieku, gdy ten się z nią zetknie.
Dobrze pamiętam moje pierwsze spotkanie z jej pracami w 2011 roku w nieistniejącej już galerii Awangarda BWA Wrocław przy ulicy Wita Stwosza 32 we Wrocławiu. Wtedy jako świeżo upieczona absolwentka rzeźby wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych Anna Bujak pokazała na wystawie dyplomów grupę obiektów zatytułowanych Stado, przedstawiających bezgłowe sarny. Ich prosta, syntetyczna, nieco „przemysłowa” forma wydała mi się głęboko przejmująca. Zdekapitowane osobniki stały w galerii nieme, wyciągnięte z kontekstu niczym wyrzut sumienia, oskarżycielski wobec panoszącego się w świecie natury człowieka, który dla zaspokojenia własnego ego gotów jest pozyskać trofeum od niewinnych, niszcząc i zabijając. Autorka zdawała się mówić, że tu, niestety, nikt nie pozostaje bez winy, wszyscy, zanurzeni we współczesnej cywilizacji, jesteśmy częścią systemu uprzedmiotawiającego inne byty nie-ludzkie, gatunkiem krótkowzrocznie pyszniącym się uprzywilejowaną pozycją na szczycie łańcucha pokarmowego, ostatecznym drapieżnikiem, podcinającym gałąź, na której sam siedzi. Prace trafiły po latach do publicznej kolekcji Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych jako Afekt (2014) i przy tej okazji nasze drogi znów się przecięły. To nasze ponowne spotkanie zaowocowało kilkoma wystawami i materializacją kilku wspaniałych prac.
Jednym z najbardziej spektakularnych obiektów artystki okazała się realizacja przygotowana na wystawę Hiperobiekty w Studio BWA Wrocław wiosną 2025 roku. Anna Bujak stworzyła imponujący Pokój piorunów (2025), miejsce, w którym aluminiowe żyły pozyskane wtórnie z kabli wysokiego napięcia otrzymały drugie życie – stały się w procesie twórczym instalacją, łudząco przypominającą zatrzymany w czasie rozbłysk elektryczny. Po aluminium w czystej niemal postaci wspaniale ślizgało się światło. Pokój pogrążony w mroku, z kilkoma punktami świetlnymi i zjawiskowymi, srebrzącymi się kształtami, pełen Lynchowskich kotar, wydawał się tajemniczy i wizualnie zachwycający, szybko stał się także popularnym motywem w relacjach pojawiających się w mediach społecznościowych. Jego negatywem było Widmo (2025) – niewielka czarna przestrzeń, w której jawił się kształt pioruna: obiekt pomalowany światłoczułą farbą, majaczący w zupełnej ciemności niczym powidok, jaki widzimy pod powiekami moment po zobaczeniu pioruna. Czerpiąc z filozofii Timothy’ego Mortona i ontologii zorientowanej na przedmiot (object oriented onthology), artystka stworzyła niezwykle ciekawą wystawę pełną odniesień do niewidzialnych sił i oddziaływań, które Timothy Morton nazywa hiperobiektami – elektryczności, magnetyzmu, promieniowania radioaktywnego czy chemii obecnej między dwojgiem ludzi dzielących razem życie. Temat okazał się nośny – na spotkanie w Studio BWA Wrocław, na które przyjęli zaproszenie poznański filozof i autor wstępu do Mrocznej ekologii Timothy’ego Mortona, Andrzej Marzec, oraz tłumaczka tej książki na język polski i znawczyni amerykańskiego filozofa, Joanna Barcz, licznie przybyła publiczność i wywiązała się ciekawa dyskusja, przebiegająca w atmosferze pewnego intelektualnego fermentu. Za tę wystawę i wszystko, co się wokół niej wydarzyło, Anna Bujak zupełnie zasłużenie otrzymała nagrodę Emocje Radia Wrocław w kategorii sztuk wizualnych i tym samym dołączyła do grona jej świetnych dotychczasowych laureatów – przypomnijmy, że zwycięzcą zeszłorocznej edycji konkursu był Yuriy Biley z Open Group.
Paliwem twórczości tej artystki są bogate odniesienia nie tylko do filozofii, ale także do literatury, filmu, ruchów feministycznych oraz aktualnych wydarzeń politycznych, wyzwań cywilizacyjnych doby antropocenu i własnych indywidualnych doświadczeń, przez które filtruje zastaną rzeczywistość.
Na solową wystawę „Nie-miejsce” w 2024 roku w galerii Geppart ASP Wrocław na terenie Piekarni Żywej Kultury Anna Bujak przygotowała pracę Tęsknota za domem (2024) – napisy po ukraińsku na ścianie i po niemiecku na podłodze powstały z kostek cukru. Stanowiły odniesienie do wątków breslauerskich – tęsknoty za domem, którym w przeszłości i obecnie był i jest Wrocław dla różnych narodowości: niemieckich cywilów, zmuszonych do opuszczenia tego miasta po przegranej II wojnie światowej, czy obecnie Ukraińców, masowo się tu osiedlających i szukających nowego domu w obliczu agresji Rosji i pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Migracje, których stolica Dolnego Śląska jest niemym świadkiem w różnych momentach historycznych, wiążą się nieodmiennie z tęsknotą za swoimi porzuconymi domami i rodzinami i pozostają wspólnym doświadczeniem różnych pokoleń wrocławian.
Temat obecnego zagrożenia wojną i eskalacji zbrojnej rosyjskiej inwazji, która zaskoczyła i zmroziła Europę po raz pierwszy na tak dużą skalę od ostatniej wojny światowej, oraz jednoczesnego kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej Anna Bujak zawarła w pracy Border-line (2021) – koronie cierniowej wykonanej z plastikowych żołnierzyków. Zabawkowe figurki to chętnie wykorzystywane przez artystkę przedmioty gotowe, dzięki którym modus gry i zabawy, odtwarzania rzeczywistości dorosłych przez dzieci, przeplata się z chrześcijańską koncepcją winy, grzechu i odkupienia przez cierpienie. Wymowa pracy, jak sugeruje sam tytuł, dotyczy podwójnych standardów, pewnego rozdwojenia jaźni narodu szczycącego się kultywowaniem chrześcijańskich wartości, w tym miłości bliźniego –zjawiska bezwzględnych push-backów imigrantów z terenów Afryki, Azji czy Bliskiego Wschodu, prowadzących do ich uwięzienia w przygranicznym pasie, w tym kobiet i małych dzieci umierających z głodu i wyziębienia w lasach, i karania wolontariuszy niosących im pomoc, przy jednoczesnym masowym przyjmowaniu imigrantów z terytorium Ukrainy przy innej naszej granicy i nagradzaniu bohaterskich wolontariuszy niosących im pomoc. Na poziomie czysto humanistycznym, odartym z doraźnych międzynarodowych polityk, Autorka zadaje podstawowe pytanie o to, które życia są ważniejsze.
Istotnym rysem twórczości Anny Bujak są rozważania na temat feminizmu, bycia artystką i pisania herstorii. Jedną z moich ulubionych prac dotykających tej problematyki są Oczy czarnego lustra (2021) – na stosie książek, mówiących o lukach w tworzeniu dyskursu i kanonów historii sztuki, jak 30,000 Years of Art, Historia sztuki Katy Hessel, Świat w płomieniach Siri Hustvedt czy eseju Lindy Nochlin Dlaczego nie było wielkich artystek?, stoi lusterko, przy jakim zwykle kobiety nakładają poranny makijaż. Jego tafla została zamalowana czarną pochłaniającą światło farbą black 2.0, pozostały tylko dwa niewielkie niezamalowane pola – miejsca na oczy. I to właśnie spojrzenie staje się tu głównym bohaterem pracy – para własnych oczu patrzy na widza, pozbawionego reszty twarzy, a zatem płci i kulturowej tożsamości. Pozostaje tylko istota człowieka – zwierciadło jego duszy, wyzwolone ze społecznych schematów i z narzuconych ról. Oto osoba artystyczna (ale także krytyk i odbiorca sztuki) przede wszystkim jest człowiekiem, a dopiero potem kobietą czy mężczyzną lub jeszcze kimś innym, kto sytuuje się gdzieś poza binarnym podziałem płciowych klasyfikacji. W sztuce powinna liczyć się dobra sztuka, bez względu na to, czy jest tworzona przez kobiety czy mężczyzn. Jest to jednak oczywiście utopijna wizja, niewiele mająca wspólnego z rzeczywistością, z utartymi i przyjętymi hierarchiami i kanonami, wypracowanymi w patriarchalnym świecie i spisanymi w opasłych tomach.
O kobiecej naturze – jej atrakcyjności i drapieżności – opowiadają jeszcze dwie inne prace, o których chciałabym wspomnieć. Fetysz (2021) to skórzane damskie buty z rzędem akrylowych zębów, do złudzenia przypominających prawdziwe w miejscu suwaka. To jednocześnie seksowny przedmiot pożądania, symbolizujący pragnienia, ale i – dzięki skojarzeniom z vagina dentata – źródło męskiego lęku przed kobiecą siłą i mocą sprawczą. Drugą pracą jest Rosarium (2025) – sporych rozmiarów instalacja z fragmentów różanych gałęzi odlanych częściowo z aluminium, a częściowo skonstruowana z fragmentów rzeczywistych gałązek. Praca miała premierę na wystawie Chcę tylko róż w galerii Jana Tarasina w Kaliszu latem 2025 roku jako część zwycięskiego projektu w ogólnopolskim konkursie na projekt kuratorski, który wspólnie z Anną Bujak wygrałyśmy. W pracy tej pobrzmiewa pewna ambiwalencja: z jednej strony jest to czytelny symbol kruchości i delikatności utożsamianej z kobiecą naturą, która także, przy braku zachowania ostrożności może boleśnie zranić, z drugiej zaś – czysta, zobrazowana w przestrzeni galerii wola konstruowania, ciągły imperatyw tworzenia, który można porównać z wysiłkiem ogrodniczki, uprawiającej skrawek ziemi zabrany naturze w dzierżawę. Instalacja bezpośrednio z Kalisza trafiła wprost do Wrocławia na wystawę The Beauty and the Beast w galerii Neon ASP Wrocław, na której prace Anny Bujak zaistniały w dialogu z malarstwem jej męża, Huberta Bujaka, otwierając tym samym kolejny sezon wystawienniczy w galerii. Ten niezwykle ciekawy dialog artystyczny, traktujący o sile miłości i procesie twórczym, można oglądać w galerii Neon ASP do 22 listopada 2025 roku, do czego gorąco zachęcam.
Anna Bujak w moich oczach jest jedną z tych artystek, których prace same się bronią – nie tylko pod względem bogatych odniesień do rozmaitych elementów współczesnej kultury, ale także pod względem estetycznym. Są nieodparcie pociągające, nawet jeśli zderzają nas z abiektem, a ich forma pozostaje zawsze dopracowana bez kompromisów. Wszystko to czyni ją jedną z najciekawszych polskich artystek wizualnych, łączących niezwykłą fantazję z opanowaniem warsztatowym i dyscypliną twórczą. Przede wszystkim słuchając jej, prowadząc z nią dialog, przyglądając się jej kolejnym pomysłom na realizacje, mam nadzieję zobaczyć je w jeszcze większym formacie. Marzy mi się monumentalna wystawa Anny Bujak – zrobiona z rozmachem i w naprawdę dużej skali, jaką mogą dać największe instytucje. To się po prostu musi wydarzyć.
Tekst: Patrycja Sikora
