Sztuka dostępności to nie tylko rampa czy audiodeskrypcja. To pytanie o to, kto może doświadczać, uczestniczyć i tworzyć – i na jakich zasadach. Z Kotem, osobą kuratorską i aktywistyczną, rozmawiam o tym, jak można myśleć o instytucjach przez pryzmat nie deficytu, lecz potencjału. Kot traktuje dostępność z czułością i praktycznym zmysłem – jako codzienny gest troski. Nasza rozmowa to próba zwizualizowania tego, jak mogłaby funkcjonować naprawdę wspólna kultura.

Grazyna Siedlecka: Witaj! Dziękuję serdecznie za to, że znalazłeś chwilę na rozmowę. Wiem, że zajmujesz się wieloma projektami naraz. Co ostatnio najbardziej przykuwa twoją uwagę?

Kot: Obecnie w ramach moich działań w TęczArt, stowarzyszeniu na rzecz osób LGBTQ, zajmuję się koordynacją Gorzowskiego Forum Organizacji Pozarządowych – wydarzenia sieciującego organizacje pozarządowe w Gorzowie Wielkopolskim. Równolegle realizuję wraz z zespołem ekspertek badanie dla Fundacji Kultura Bez Barier na temat dostępności wydarzeń. Jestem po realizacji pierwszego wywiadu grupowego i wnioski z niego mnie poruszają i zajmują.

Jak właśnie wspomniałeś, w swojej praktyce kuratorskiej i badawczej bardzo aktywnie zajmujesz się dostępnością – tematem, o którym coraz częściej się słyszy, ale który dla wielu wciąż pozostaje mglisty. Jak wyjaśniłbyś ten termin i co on właściwie oznacza w odniesieniu do instytucji kultury?

Dostępność rozumiem jako sposób postrzegania świata, w którym troska i wrażliwość na zapewnienie dostępu do zasobów, możliwości podmiotowego funkcjonowania w społeczeństwie, godnego traktowania, edukacji, kultury jest kluczowa. To soczewka, dzięki której możemy dostrzec i zrozumieć, jak bardzo złożony jest system wykluczenia osób, które nie wpisują się w dominujące normy społecznego funkcjonowania, rozumienia, ekspresji, odczuwania i działania. Fundamentem jest społeczny model niepełnosprawności, który odwraca myślenie o indywidualnej niesprawności fizycznej, kognitywnej czy sensorycznej jako źródle wykluczenia. Uwagę przenosi zaś na to, jak system, relacje społeczne i instytucje tworzą bariery, dyskryminują i wymazują symbolicznie (i dosłownie) osoby poza normą „zdrowego” ciała i umysłu z udziału w społeczeństwie. W odniesieniu do instytucji kultury jest to związane z pytaniami: w jaki sposób powiela ona mechanizmy opresji, dla kogo jest, kogo zaprasza do uczestnictwa, przed kim otwiera drzwi, a dla kogo pozostają one zamknięte?

Co sprawiło, że zainteresowałeś się tym tematem? Czy wynika to z twoich osobistych doświadczeń i barier, na które trafiałeś, a może z historii innych osób? Dlaczego to dla ciebie ważne?

Od wieli lat zajmuję się działaniami na rzecz osób należących do grup marginalizowanych – i sam do nich należę. Dostępność, mechanizmy dyskryminacji i przeciwdziałanie wykluczeniu są w polu moich osobistych zainteresowań. Jestem osobą niebinarną, neuroodmienną, z doświadczeniem zaburzeń psychicznych. Na różnych etapach życia i w różnych przestrzeniach napotykałem i wciąż napotykam na dyskryminację: od systemów informatycznych zbudowanych na binarności płci zaczynając przez nieuznanie potrzeb w obszarze edukacji po miejsca pracy, w których paradygmaty produktywności nie mieściły elastycznego trybu pracy po kryzysie psychicznym. Dlaczego to ważne? Dostępność mówi nam wiele o tym, jak wyobrażamy sobie społeczeństwo, kto przynależy do wspólnoty, kto może sprawczo wpływać na jej kształt, w tym na kulturę, sztukę. Kto może tworzyć i czyj głos uznawany jest za wartościowy? To wszystko sprowadza się do podstawowej godności. Nieakceptowalne dla mnie jest, by uczestnictwo w społeczeństwie – czy w kulturze – było ustanawiane w myśl produktywnego, „użytecznego” ciała / umysłu.

Jak oceniasz świadomość instytucji kultury w Polsce w tym zakresie? Czy nasze muzea i galerie są gotowe (i chętne) na zmiany?

Na pewno wiele się zmienia – społecznie i instytucjonalnie jesteśmy niewątpliwie w procesie. Zwiększa się świadomość i są instytucje, które podejmują się transformacji, które są gotowe i chętne. Wciąż jednak spotykam się z głosami, że przecież instytucja jest otwarta dla „wszystkich”, ale gdy zajrzymy głębiej, okazuje się, że „wszyscy” to bardzo wąska grupa. Nie wystarczy, że wprowadzimy raz ciche godziny zwiedzania i przygasimy światło, że „nie mamy problemu” z zaimkami, że podpiszemy osobę artystyczną takim imieniem, z jakim ona sama się identyfikuje. Oczywiście to ważne, że podejmowane są takie działania, ale prawdziwa zmiana w dostępności oznacza zmianę całej filozofii instytucji, a nie jednorazowe wprowadzenie takiego czy innego rozwiązania, by „odhaczyć” dostępność w projekcie, bądź dlatego, że zostały środki. Takie działania pozorowane są krzywdzące: pokazują osobom z różnymi potrzebami, że tak naprawdę nie są ważne, a ich potrzeby są „dodatkiem”.

Jesteś laureatem czwartej edycji Stypendium im. Bogny Olszewskiej. Co wynika z przeprowadzonych przez ciebie badań? Co stanowi główną przeszkodę w otoczeniu troską szerszego grona osób odbiorczych kultury: brak środków finansowych, brak wiedzy, a może brak chęci?

W ramach stypendium zrealizowałem spacer badawczy z osobami transpłciowymi i niebinarnymi neuroodmiennym. Okazało się, że kluczowa jest dostępność informacji i idąca za nią możliwość wyboru. Ocenialiśmy wspólnie zarówno przestrzeń galerii, jak i wystaw pod względem inkluzywności, poczucia komfortu i bezpieczeństwa, aranżacji ekspozycji, komfortu akustycznego i dźwiękowego, zrozumiałości i przystępności treści. W informacjach zwrotnych wciąż się powtarzała obserwacja, że brak wcześniejszej informacji o tym, jak zaaranżowana jest wystawa i co się na niej znajduje (włączając ostrzeżenia), sprawia, że osoby albo dostosowują się do tych niedogodności i przeciążają, albo wychodzą w trakcie wydarzenia. Wypowiedź jednej z osób uczestniczących w badawczym spacerze została ze mną do dziś: „Idziesz na wystawę i mówisz sobie – it is what it is, jest jak jest, a nagle dostajesz głos i możesz powiedzieć, co się dzieje”. I to jest podstawa w odniesieniu do instytucji: poznawajmy osoby odbiorcze, ich potrzeby, uczmy się, z czym zmagają się w naszej instytucji, co zachęca, a co uniemożliwia uczestnictwo. Podczas wywiadu grupowego z osobami z niepełnosprawnością ruchu wielokrotnie mówiono o czuciu się „jak problem”. To było dla mnie wstrząsające, bo jakim społeczeństwem jesteśmy, jeśli osoby, które chcą skorzystać z kultury, czują, że przeszkadzają? Powiedziałaś o trosce i jest to kluczowe: działania wychodzące od troski, wrażliwości i uważności. Oczywiście brak wiedzy i środków finansowych jest ważną przeszkodą, bo w rozwiązaniach dostępnościowych bez wiedzy i środków, które pomogą nam wprowadzić różne praktyki, się nie ruszy.

Od czego zatem możemy zacząć? Jakie realne, działające praktyki warto wdrożyć w instytucjach, które nie dysponują dużymi zasobami?

Tak jak wspomniałem wcześniej, postrzegam dostępność jako filozofię, więc najlepiej zacząć od zadania sobie fundamentalnego pytania wraz z resztą zespołu (bo dostępność to kwestia całej organizacji): dla kogo jest nasza instytucja? Dla samej siebie, dla nas – osób tam zatrudnionych, czy dla osób, które najczęściej przychodzą? To jest trudne, może wzbudzić opór i odpowiedź „przecież jesteśmy dla wszystkich”, ale moim zdaniem taki krytyczny wgląd, zatrzymanie się i przemyślenie jest konieczne. Następnie poznanie swojej grupy odbiorczej, zaczynając od osób w najbliższym otoczeniu, oraz zastanowienie się, kogo rzadko widzimy (lub w ogólne nie widzimy) w naszej instytucji i dlaczego? Jakie bariery w uczestnictwie stawiamy, a kogo traktujemy jako domyślną osobę odbiorczą? I tu wchodzimy głębiej, bo mamy w głowach społeczne normy, stereotypy, nie uciekniemy od ableizmu, czyli całego systemu stereotypów, uprzedzeń i postaw dyskryminujących osoby z niepełnosprawnościami. Fascynująco pisze o tym w odniesieniu do neuroróżnorodności (ale nie tylko) Robert Chapman w Empire of Normality Neurodiversity and Capitalism. Autor zwraca uwagę na to, jak zdrowie, wraz z rozwojem kapitalizmu, zostało utożsamione z produktywnością i normalnością. W kulturze również temu podlegamy, myśląc o osobach odbiorczych naszej instytucji czy osobach twórczych, artystycznych, z którymi współpracujemy. Warto zmierzyć się z tym, że domyślnie są to dla nas osoby w „normie” kognitywnej i cielesnej, które funkcjonują w kapitalistycznie pojmowanej produktywności i od których oczekujemy określonych wymiernych efektów pracy twórczej – produktów gotowych do włączenia w obieg sztuki. Nie odpowiadam tu na twoje pytanie o rozwiązania niewymagające wielu zasobów, zamiast tego opowiadam o czymś, co może wydać się przytłaczające i zniechęcające. Niezmiennie jednak stoję na stanowisku, że bez krytycznego wglądu nie naprawimy instytucji, a traktowanie tematu jako „tokenu”, „dodatku”, tak naprawdę nie jest dostępnością. W ramach praktycznych wskazówek, o które pytasz, polecam sięgnięcie do zasobów organizacji eksperckich, takich jak jak Fundacja Kultura Bez Barier, czy Fundacja Katarynka. Model dostępnej kultury traktuję jako pewnego rodzaju kompendium w temacie dostępności i bardzo polecam jego lekturę na początek. Konsultujmy się, zapraszajmy do instytucji, rozmawiajmy – dostępności uczymy się wspólnie, nie bójmy się błędów. Zabierzmy się w podróż do dostępności z ciekawością i otwartością.

Jako laureat drugiej edycji Ogólnopolskiego Programu Dotacyjnego Artystyczna Podróż Hestii kuratorujesz wystawę Migotliwość synaps: neuroróżnorodne doświadczanie świata, która otworzy się w marcu przyszłego roku w Trafostacji Sztuki w Szczecinie. Zaprosiłeś określone osoby artystyczne, a także zorganizowałeś open call. Czy otrzymane zgłoszenia w jakikolwiek sposób cię zaskoczyły?

Zaskoczyła mnie tak wielka liczba zgłoszeń (było ich niemal sto), nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania. Wspaniałe jest to, że tak wiele osób zechciało podzielić się swoimi doświadczeniami, twórczością i wrażliwością. Trudność stanowił przymus wybrania tylko części prac – niestety, nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkiego. Nie zaskoczyła mnie różnorodność użytych form, narzędzi i języków – w bogactwie neuroodmiennego doświadczania się tego spodziewałem, niemniej było to bardzo poruszające.

Do tej pory badałeś problemy związane z niedostępnością kultury dla różnych grup osób z perspektywy odbiorczej. Dziś role się odwracają i sam, na czas wystawy, reprezentujesz instytucję sztuki, co zapewne nieco niuansuje twój punkt widzenia. Co jest dla ciebie na ten moment największym wyzwaniem?

Zawężanie i ograniczanie koncepcji z obawy przed uproszczeniami. Neuroróżnorodność to obfity, ogromny obszar, wiążący się ze zmianą paradygmatu myślenia o normach neurologicznych, o zdrowiu w ogóle, o postrzeganiu jednostki. Mamy do czynienia z bogactwem doświadczeń i odczuwania poza normami, mimo niezliczonych systemowych wykluczeń, oraz z działaniem wbrew lub mimo funkcjonujących ograniczeń, z wytrwałością i kontynuowaną twórczością. Jest to fascynujące i ekscytujące, ale nie będę udawać – również przerażające i nieraz przytłaczające! Instytucja i jej dynamiki, schematy i normy, są częścią tego pola – na co również chcę pozostać uważny i otwarty. Zapewne będę psujzabawą z krytycznym podejściem do praktyk i strategii instytucjonalnych, jednocześnie oferując wsparcie zmian tam, gdzie są one możliwe do wprowadzania.

Czy już wiesz, jakie rozwiązania kuratorskie zastosujesz, by wystawa stała się możliwie dostępna dla szerokiego grona odbiorców?

W obszarze widzenia chcę zastosować audiodeskrypcję, materiały dotykowe, odpowiednio duże i wyraźne czcionki, w obszarze słyszenia – napisy i polski język migowy, w obszarze rozumienia – przedprzewodnik, przygotowanie tekstów łatwych do czytania i rozumienia (ETR) i zachowanie prostego języka. Planuję także zapewnić tłumaczenie na język angielski. Chcę zaprojektować przestrzeń wystawy tak, by była możliwa do odwiedzenia przez osoby poruszające się wózku, zapewnić miejsca do siedzenia, dostosować głośność i oświetlenie, zapewnić miejsce do odpoczynku. A przede wszystkim zamierzam przygotować rzetelną informację o tym, co na wystawie się znajduje, jak jest zorganizowana, co się na nią składa. To, co jest bardzo ważne i na co się cieszę, to możliwość konsultacji z ekspertkami dostępności oraz zaproszenie osób do wspólnego sprawdzania dostępności przed wystawą i w jej trakcie.

Czy uważasz, że możliwe jest osiągnięcie stanu instytucji w pełni przystępnej dla wszystkich, czy możemy jedynie starać się zbliżać do perfekcji w ramach dostępnych zasobów i wiedzy?

Uważam, że nie ma sytuacji idealnych, co więcej, że dążenie do nich i skupianie się na celu „idealnej instytucji” czy wydarzenia może być demotywujące i frustrujące, bo tak się staramy, a tu nic, a tu zawsze i nieustannie coś się nie udaje. Te błędy będziemy popełniać, bo myśląc dostępnością, rozmontowujemy dotychczasowy system postrzegania ludzi i ich sprawności, co nie jest łatwe i na to potrzebujemy się po prostu zgodzić. Nie pomaga także brak jednego gotowego zestawu rozwiązań, bo mierzymy się z ograniczonymi zasobami ludzkimi, finansowymi, barierami infrastrukturalnymi, i one będą się różnić między instytucjami. Proponowałbym jednak skupić się na procesie i systemach: jaką instytucją chcemy się stawać?

Rozmawiała Grażyna Siedlecka